

Ostatnie wydarzenia pokazały, że różne złe rzeczy dziać mogą się nie tylko na linii Bugu, ale też daleko stąd w głąb Polski. Nalot dronów na terytorium naszego kraju wielu otworzył oczy. Niemal wszyscy już są świadomi zagrożenia – czy to ktoś z Włodawy, czy z Lublina, czy z Łodzi, czy z Warszawy. Tylko że Włodawa leży przy granicy z Białorusią i wszyscy tu mamy świadomość, że w sytuacji zagrożenia zbrojnego znajdziemy się na pierwszej linii frontu - mówi Wiesław Muszyński, burmistrz Włodawy w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.

Mieszkańców Włodawy trapi niepokój?
Wiesław Muszyński, burmistrz Włodawy: - Tak, to właściwe określenie. Włodawa leży przy granicy z Białorusią i wszyscy tu mamy świadomość, że w sytuacji zagrożenia zbrojnego znajdziemy się na pierwszej linii frontu. Co innego część mieszkańców naszego powiatu, która jeszcze niedawno mogła myśleć, że skoro mieszkają piętnaście czy dwadzieścia kilometrów od granicy, to zdążą zareagować i ewakuować się na czas.
Tymczasem na wschodzie zamknięta na czas nieokreślony granica z Białorusią, a na zachodzie zniszczony dom w Wyrykach…
Ostatnie wydarzenia z dronami pokazały, że różne złe rzeczy dziać mogą się nie tylko na linii Bugu, ale właśnie te piętnaście czy dwadzieścia kilometrów dalej, a nawet daleko stąd w głąb Polski. Nalot dronów na terytorium naszego kraju wielu otworzył oczy. Niemal wszyscy już są świadomi zagrożenia – czy to ktoś z Włodawy, czy z Lublina, czy z Łodzi, czy z Warszawy. Do tej pory myślenie było raczej takie: „Może u nas nic się nigdy nie wydarzy”.
We Włodawie, w sobotę 13 września, podobnie jak w Chełmie, Świdniku i Łęcznej, zawyły syreny alarmowe.
W stanie zagrożenia zawyły syreny, które włączone zostały automatycznie przez wojewódzkie zarządzanie kryzysowe i państwową straż pożarną. Mieszkańcy zastanawiali się, co się dzieje. W krótkim czasie alarm został odwołany, więc to ich uspokoiło. Ale przez moment rósł niepokój: „Co to może być?” i „Jak zareagować?”. W moim przekonaniu naszym obowiązkiem jest wyposażyć tych ludzi w wiedzę o zachowaniach w sytuacjach kryzysowych. Nie, żeby się z nimi oswoili, bo przyzwyczaić się do wojny czy jakiejś innej klęski to najgorsze, co może być. Ale żeby właściwa edukacja zapewniła im spokój. Również w tych najtrudniejszych chwilach.
W kwestii edukowania lokalnej społeczności zdajecie się na rząd czy macie jakieś własne pomyły?
Z jednej strony opieramy się na rządowych wytycznych, na przeróżnych szkoleniach, ale tej wiedzy jeszcze jest za mało. „Poradnik bezpieczeństwa”, wydany przez MON, zrobi świetną robotę, bo dotrze do każdego domu w wersji papierowej, a już dziś można go pobrać w wersji elektronicznej. Ale podejmujemy też własne kroki, żeby zabezpieczyć mieszkańców Włodawy. Długo przed sytuacją z dronami zorganizowaliśmy cykl spotkań z właścicielami większych miejskich obiektów, zarządcami wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych. Prosiliśmy ich, żeby przeprowadzili inwentaryzację budynków, które w sytuacjach kryzysu mogłyby stanowić schronienie. Jednocześnie my inwentaryzujemy budynki użyteczności publicznej, ale ich liczba jest dalece niewystarczająca.
I jaki jest efekt tych działań?
Okazuje się, że we włodawskich blokach jest wiele piwnic i pomieszczeń po dawnych pralniach i suszarniach, które mogłyby pełnić funkcję dobrze zabezpieczonego schronu. Trzeba tylko pozyskać środki, żeby te miejsca zmodernizować i wyposażyć.
Wie pan już, ile z 280 milionów złotych, które rząd przekazał do województwa lubelskiego na obroną cywilną i ochroną ludność, trafi do Włodawy?
Podpisaliśmy umowę w urzędzie wojewódzkim i uzyskamy na te cele 850 tysięcy złotych tylko na ten rok. To i dużo, i mało. Na pewno niewystarczająco, żeby przeprowadzać większe inwestycje budowlane. Skupiliśmy się więc na wyposażeniu magazynu zarządzania kryzysowego – nie tylko na wypadek wojny, ale też pożarów, powodzi, „blackoutów”. Zawnioskowaliśmy o cysternę na wodę, mobilną kuchnię polową, agregaty prądotwórcze, namioty z nagrzewnicami, przenośne lampy, piły, worki, rękawice, środki medyczne, radiotelefony.
W 2026 roku otrzymacie kolejną transzę pieniędzy i wtedy możliwe będzie zmodernizowanie schronów?
To będą już większe, kilkumilionowe środki. I faktycznie planujemy inwestycje budowlane. Nie mówię nawet o budowie schronów, choć te by się przydały. Ale pewne obiekty będziemy mogli zmodernizować, unowocześnić. To niezbędne dla mieszkańców wschodniej Polski, gdzie jesteśmy zagrożeni w dużo większym stopniu niż na zachodnich terenach naszego kraju.
Ile we Włodawie jest w tej chwili pełnoprawnych schronów?
Dwa wpisane w rejestr urzędu wojewódzkiego. Znajdują się w budynkach z lat sześćdziesiątych, więc wymagają nakładów finansowych, żeby dostosować je do warunków współczesnych. Oczywiście, gdyby coś się działo, można z nich skorzystać, ale nie ukrywajmy – to zimnowojenny relikt. Ale, jak mówiłem, czy to w szkołach, czy w urzędach, czy w blokach w różnych częściach Włodawy nie brakuje miejsc, które po odpowiednim dofinasowaniu mogłyby służyć jako schrony.
Rozmawiamy o czarnych scenariuszach. Zwykli ludzie mogą być tym zmęczeni. Pan więc apeluje w mediach społecznościowych: „Przede wszystkim zachowajmy spokój”. To możliwe?
Spokój jest najważniejszy. A on wynika z wiedzy i przygotowania. Tylko tak można bronić się, gdy powstaje chaos. Tak naprawdę nie wiemy, przed jakimi zagrożeniami stoimy i czy w ogóle przed jakimiś. W tej chwili do głowy przychodzą naloty dronów, zagrożenie z powietrza, ale Włodawa jest tak blisko granicy, że to może być zupełnie inne, bardziej bezpośrednie zagrożenie. Najważniejsze, żeby nie panikować, nie podsycać lęków. I współpracować na wszystkich szczeblach. Wszystkim nam zależy na jednym - na bezpieczeństwie Polski.
