

Prokuratura Rejonowa w Puławach wszczęła śledztwo dotyczące nieprawidłowości przy wypłacie premii dla urzędników Gminy Końskowola wypłaconych z rządowego funduszu na zakwaterowanie uchodźców z Ukrainy.

Chodzi o prawie 150 tys. zł, jakie w 2022 roku trafiło do 12 osób - pracowników Urzędu Gminy Końskowola w postaci premii i dodatków do wynagrodzeń. Gmina na utrzymanie uchodźców dostała od rządu 433 tys. zł. Ukraińcy, których przyjęto w budynku po byłej szkole otrzymali pełną opiekę, dach nad głową, wyżywienie itd.
Mimo to część pieniędzy na ten cel została na koncie gminy, więc jej władze, a dokładniej ówczesny wójt, Stanisław Gołębiowski, postanowił przeznaczyć je na wynagrodzenia. Miała to być forma zapłaty za dodatkowe obowiązki wynikające bezpośrednio z przygotowaniem miejsc noclegowych i opieką nad obcokrajowcami. - Nasi pracownicy zasłużyli sobie na te pieniądze - tłumaczył nam wójt pytany o sprawę kilka miesięcy później.
Jak się jednak okazało w innych gminach powiatu oraz w ogóle w kraju, na premie pracowników przeznaczano wielokrotnie niższy odsetek dotacji. Zwykle było to do kilku procent całej puli. W Końskowoli natomiast do kieszeni pracowników trafiła ponad jedna trzecia wszystkich środków - 34 proc. - 147 676 zł.
Gdy sprawę opisał Dziennik Wschodni, zainteresowały się nią władze wojewódzkie i państwowe. Na skutek kontroli oraz decyzji MSWiA wojewoda lubelski wystąpił do powiatu puławskiego o zwrot ponad 150 zł (z odsetkami), co powiat niezwłocznie uczynił. W związku z tym powiat z podobnym wnioskiem wystąpił do Gminy Końskowola. Ta płacić nie chce i czeka na rozstrzygnięcie sądu administracyjnego.
Tymczasem sprawą nieprawidłowości, na które wskazało ministerstwo, zainteresowała się Prokuratura Rejonowa w Puławach. - Na podstawie zawiadomienia, jakie otrzymaliśmy, w oparciu o dokument MSWiA, uznałem że trzeba to wyjaśnić. To, czy złamano prawo, zweryfikuje wszczęte przez nas śledztwo prowadzone na podstawie art. 231 oraz 296 kodeksu karnego - mówi Grzegorz Kwit, szef puławskiej prokuratury. Chodzi o przekroczenie uprawnień oraz nadużycie powodujące szkodę majątkową jednostki organizacyjnej, za którą odpowiada. Na razie zarzutów śledczy nikomu nie postawili.
Dlaczego dopiero teraz prokuratura zainteresowała się sprawą, o której pisaliśmy ponad dwa lata temu? Jak się okazuje powód jest prozaiczny - śledczy zapewniają, że o całej tej historii nie wiedzieli. Zapoznać mieli się z nią dopiero, gdy otrzymali stosowne zawiadomienie, a to przyszło wiosną tego roku. Za złamanie wspomnianych przepisów grożą surowe kary, nawet do 10 lat więzienia.
