Pożary, które miały miejsce w ostatnią sobotę i poniedziałek to najbardziej niebezpieczne zdarzenia na terenie obsługiwanym przez Nadleśnictwo Puławy od prawie 30 lat. Straty sięgają 400 tysięcy złotych i cały czas rosną.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
W sobotę powierzchnia drzewostanu Lasów Państwowych w regionie puławskim spadła o prawie 4 hektary. W poniedziałek ogień strawił kolejne 2,5 ha. Tyle straciło państwo, ale straty ponieśli także prywatni właściciele. Spłonęły głównie sosny.
W okolicach Niebrzegowa nadal pracują leśnicy i strażacy. Trwa dogaszanie tlących się traw. Służba leśna pilnuje, żeby nie doszło do rozprzestrzenienia się ognia. Podczas tak niewielkiej wilgotności ściółki i coraz silniejszego wiatru walka z kolejnym pożarem byłaby bardzo trudna.
– Ostatni tak duży pożar pamiętam w połowie lat 80. ub. wieku. Straty są ogromne. Składa się na nie wiele czynników. To koszty przedwczesnego wyrębu drzew, ponownego odtworzenia lasu, straty wartości spalonego i nadpalonego drewna, koszty akcji gaśniczej (w tym udziału samolotów) i zabezpieczenia pogorzeliska – wylicza Zenon Najdyhor z Nadleśnictwa Puławy.
– Koszty związane z sobotnimi pożarami szacujemy na ponad 230 tysięcy złotych. Ten poniedziałkowy to kolejne 145 tysięcy, ale jego koszty nadal rosną, bo zagrożenie pożarem jest na tyle wysokie, że akcja się nie skończyła – dodaje.
Leśnicy z nadzieją patrzą w niebo i regularnie sprawdzają prognozy pogody. Deszcz jest teraz na wagę złota. Jeśli w ciągu najbliższych dni nie spadnie – puławskie nadleśnictwo prawdopodobnie wprowadzi zakaz wstępu do lasu.
– Bierzemy pod uwagę taką możliwość. Do ogłoszenia tej decyzji jest coraz bliżej – potwierdza przedstawiciel puławskiego nadleśnictwa.