W czwartek zakończyła się sekcja zwłok 17-letniego Mateusza z Leopoldowa, którego ciało znaleziono w Lasocinie. Wstępne dane nie wskazują na zabójstwo, ale prokuratura nie wyklucza kolejnych badań. - Sprawdzimy każdy ślad - zapewniają śledczy.
Leopoldów to niewielka miesjcowość w gminie Ryki, której mieszkańcy nadal nie mogą pogodzić się ze stratą jednego ze swoich sąsiadów, kolegów - 17-letniego Mateusza. Chłopak w nocy z soboty na niedzielę, 26 lutego, wracał z zabawy w oddalonym o ponad 12 kilometrów Kłoczewie. W domu się jednak nie pojawił.
Po trwających kilkanaście godzin poszukiwaniach, w które zaangażowało się wielu mieszkańców wioski, znaleziono ciało młodego mężczyzny. Było w Lasocinie, kilka kilometrów od Leopoldowa. Sprawą zajęła się rycka policja i prokuratura. Zlecono sekcję zwłok. Ta zakończyła się w czwartek.
- Mogę powidzieć, że badania nie potwierdziły wystąpienia urazów mechanicznych. Wstępne ustalenia wykluczają udział osób trzecich, ale my na tym etapie śledztwa niczego nie wykluczamy. Będziemy słuchać kolejnych świadków i sprawadzać każdy ślad - mówi Grzegorz Trusiewicz, szef Prokuratury Rejonowej w Rykach, który zapowiada możliwość zlecenia szczegółowych badań mikroskopowych, toksykologicznych oraz na zawartość alkoholu.
- Zdajemy sobie sprawę z tego, że wstępne wyniki sekcji mogą być niewystarczające, dlatego nie wykluczamy również wystąpienia o opinię uzupełniającą - dodaje prokurator. Trusiewicz przypuszcza, że oficjalne wyniki sekcji będą znane za 3-4 tygodnie.
Na razie ryccy śledzczy nie odnoszą się do spostrzeń osób, które znalazły ciało Mateusza.
Przypomnijmy, że ciało znajdowało się w miejscu znacznie oddalonym od drogi prowadzącej z Kłoczewa do domu chłopaka. Trudno wyjaśnić także jego wyprostowaną pozycję ciała i nienaturalny sposób ułożenia rąk. - Wyglądał tak, jak ułożony do trumny - mówią świadkowie.
Co na to prokuratura? - Nie widziałem zdjęć z miejsca, w którym znaleziono ciało - przyznaje Trusiewicz, który wyjaśnie, że fotografie są wywoływane i obrabiane przez techników, co wymaga trochę czasu.
Mateusz zdecydował się na ciche opuszczenie imprezy w Kłoczewie i samotny, długi spacer w środku nocy do swojego domu. Jego koledzy twierdzą, że nigdy wcześniej tak nie robił. Ostatni kontakt z nim był o 3:30, kiedy po telefonie do niego, odpowiedział, że dochodzi do Lasocina. Nic wtedy nie wskazywało jeszcze na to, że dojdzie do tragedii.