Dwaj piloci z zamojskiego aeroklubu zginęli na Ukrainie. Rozbili się przy próbie lądowania na prowizorycznym lądowisku. Ich samolot był wypełniony nielegalnymi papierosami.
39-letni Michał S. i sześć lat młodszy Michał K. - piloci z Aeroklubu Ziemi Zamojskiej wyjechali z Polski 25 marca. Udali się na Ukrainę.
- W celach biznesowych, jak wyjaśniła żona Michała S. - mówi Andrzej Fijołek z zespołu prasowego lubelskiej policji. - Mężczyzna miał zabrać po drodze swojego kolegę, Michała K.
Żona pierwszego z pilotów zgłosiła zaginięcie 28 marca. Z aktualnych informacji wynika, że jej mąż nie żył już od dwóch dni. Wtedy na jedną z ulic wsi Promyń Wołyński na Ukrainie spadł samolot An-2. Uszkodził dach domu, zerwał linię energetyczną i spłonął. Piloci zginęli na miejscu. Z informacji służb ukraińskich wynika, że ofiary to Michał S. i Michał K. Jak ustaliliśmy, przynajmniej jeden z nich został już rozpoznany przez rodzinę.
Jak informuje agencja lotnicza Altair, samolot którym lecieli Polacy oficjalnie służył do opryskiwania pól. Nocą wykorzystywano go do lotów z kontrabandą. Również 26 marca samolot był wypełniony papierosami z Białorusi. Nielegalny towar trafił na Ukrainę, skąd piloci mieli go przerzucić do Polski.
- Nic nie widzieli, musieli opierać się na przyrządach - mówi nasz rozmówca. - Lot czy próba lądowania w takich warunkach to duże ryzyko.
- To wielka tragedia, Michał K. praktycznie wychował się na naszym lotnisku - dodaje Gerard Waszkiewicz z zarządu AZZ. - Obaj prowadzili własną działalność lotniczą. Jeśli byli na Ukrainie, to prywatnie, nie jako członkowie aeroklubu. AZZ nie wykonywał żadnych zleceń, ani nie współpracuje z nikim z Ukrainy czy Białorusi.
Według naszego rozmówcy, samolot, który rozbił się 26 marca nie był zarejestrowany w naszym kraju. Nie wiadomo, jaki był jego stan techniczny. Miał natomiast wiele razy latać nielegalnie z Ukrainy do Polski.
- Strażnicy graniczni od dawna jeździli po aeroklubach i szukali tego antonowa - mówi Waszkiewicz.
Według pilota, zmarli lotnicy prawdopodobnie przyjęli zlecenie od przemytników. Mogli poznać ich na zamojskiej giełdzie, organizowanej przez aeroklub.
- Giełda jest jak stadion X-lecia, przyciąga nieuczciwych ludzi. Michał K. odpowiadał za jej obsługę z ramienia aeroklubu - wyjaśnia nasz rozmówca. - Tak mógł poznać przemytników. Przecież takich ludzi nie spotyka się w teatrze. Przemytnicy mieli towar, samolot i odbiorców w Polsce. Brakowało im tylko pilotów.
Dokładne okoliczności wypadku wyjaśniają ukraińskie służby.