Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumentach i przywłaszczenia mienia przez prezydenta Zamościa. W ubiegłym roku Andrzej Wnuk usłyszał dwa zarzuty w tej sprawie.
Prowadzone przez śledczych postępowanie dotyczyło jeszcze wydarzeń, które miały miejsce zaraz po objęciu władzy przez Wnuka. Wtedy to zamojski magistrat zamówił w specjalistycznym sklepie detektywistycznym we Wrocławiu detektor cyfrowy Protect 1206i.
Kosztujące 1820 zł urządzenie, zgodnie z opisem producenta, służyło do wykrywania bezprzewodowych podsłuchów analogowych i cyfrowych z niewielkiej odległości. Rzecznik prezydenta tłumaczył jednak, że za pomocą nowego sprzętu badane będzie natężenie hałasu podczas „różnego rodzaju eventów”. W związku z tym radny Rafał Zwolak poprosił o zmierzenie nim hałasu na jednej z miejskich dzielnic.
– Kiedy je zobaczyłem wyglądało inaczej, ale naklejka inwentarzowa była taka sama, jak ta na fakturze – mówi radny Rafał Zwolak. – Napis PROTECT 1206i ledwo się jednak trzymał. Była na nim naklejona nazwa aparatu kupionego przez magistrat. Co więcej, zauważyłem, że zmieniona została naklejka inwentarzowa. Uznałem, że to sprawa szyta grubymi nićmi i zawiadomiłem prokuraturę.
Pod koniec ubbegłego roku Andrzej Wnuk usłyszał prokuratorskie zarzuty. Pierwszy dotyczy poświadczenia nieprawdy na fakturze, drugi – przywłaszczenia.
– Na fakturze dotyczącej zakupu urządzenia do wykrywania podsłuchów znalazł się odręczny zapis mówiący o tym, że jest to urządzenie do pomiaru hałasu – tłumaczy Bartosz Wójcik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu. – Co więcej, zakupiony sprzęt był przechowywany w gabinecie prezydenta. Gdy po około 1,5 roku prezydent został zmuszony do pokazania go radnym, było to już coś innego – aparat do mierzenia natężenia hałasu kosztujący nie 1800, a kilkaset złotych. Zarzut mówi o tym, że było to działanie celowe.
Prezydent Zamościa przez cały czas podkreślał, że jest niewinny. Rozmawiając z mediami prosił też, by podawać jego pełne nazwisko i nie nakładać czarnego paska na oczy.
Sprawa nie zakończyła się aktem oskarżenia. Prokuratorzy umorzyli ją właśnie tłumacząc taką decyzję "brakiem znamion czynu zabronionego oraz brakiem dostatecznych dowodów uzasadniających winę podejrzanego".