Maria Supryn, emerytowana archeolog przysłała nam list w sprawie konfliktu w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym.
W publikowanych artykułach, przy prezentowaniu przez strony stanowisk, opinie formułowane przez panią dyrektor są na tyle kontrowersyjne, że chciałabym zabrać głos w omawianej sprawie. Czuję się do tego upoważniona, a wynika to z następujących okoliczności.
Jestem emerytowanym archeologiem. Nigdy nie byłam pracownikiem Muzeum, ale jestem bardzo mocno związana z jego środowiskiem, gdyż od początku lat siedemdziesiątych ub. wieku, w ciągu lat blisko czterdziestu pracowałam na zlecenie Muzeum jako badacz, wykonując liczne prace archeologiczne, w tym na zamku w Kazimierzu Dolnym i Janowcu. Tak długoletnie i ścisłe kontakty z Muzeum umożliwiły mi obserwację sposobu jego funkcjonowania, poznanie osób w nim zatrudnionych, a także sprawiły, że pomyślność tej placówki kultury i jej wizerunek nie są mi obojętne.
Nie ma instytucji, w której nie można by czegoś zrobić lepiej, ani też gdzie nie zdarzałyby się między pracownikami różnice zdań. W ostatecznej ocenie liczy się jednak całościowy wizerunek instytucji. A ten w omawianym tu okresie odbieram jako nadzwyczaj pozytywny. Dyrektorzy, kierownicy oddziałów, pracownicy różnych szczebli stanowili zespół ludzi kompetentnych i doświadczonych.
Muzeum rewaloryzowało zabytkowe obiekty architektury (m.in. drogą translokacji) przeznaczane na siedziby tychże oddziałów. Widoczne były planowe, konsekwentne działania na rzecz rozwoju zróżnicowanych tematycznie ekspozycji. W latach siedemdziesiątych zgromadzono w Muzeum, drogą głównie zakupów, około 20 000 eksponatów. Ekspozycjom towarzyszyło organizowanie imprez artystycznych na wysokim poziomie, przeznaczonych dla różnorodnych grup odbiorców. Mając najbliższe kontakty z oddziałem w Janowcu, tam właśnie mogłam obserwować niesłychany zapał pracowników, ich wysiłek i pomysłowość. Wyczuwało się, że pracownicy podejmują pracę nie tylko z obowiązku, ale i z ochotą.
Należy podnieść, że władze województwa lubelskiego doceniały osiągnięcia Muzeum, akceptowały kierunki i sposoby działania tej instytucji, zapewniając odpowiednie środki finansowe.
Zabieram głos, ponieważ prezentowana przez obecną panią dyrektor krytyczna ocena dotychczasowej działalności Muzeum i pracy jego załogi jest zdecydowanie odmienna od mojej. Co do sytuacji aktualnej można odnieść wrażenie, że głównym - oczywiście świadomie przejaskrawiam - występującym tam problemem jest popijanie alkoholu i załatwianie prywatnych spraw w godzinach pracy. Nie ulega wątpliwości, że incydentalne zdarzenia tego typu powinny spotykać się z dezaprobatą. Ale w całym tym konflikcie uwydatnione powinny być o wiele poważniejsze sprawy. Wyłaniają się one z kontrowersyjnych wypowiedzi pani dyrektor zamieszczonych we wspomnianych na wstępie krótkich artykułach prasowych. Zasygnalizujmy kilka z nich."
Pani Agnieszka Zadura stwierdza m.in.: "Obecny zespół Muzeum wymaga zmian personalnych. Pracownicy mają archaiczną wizję placówki, taką jaka funkcjonowała 20 lat temu.[…] Nie dopuszczają żadnych nowoczesnych pomysłów, które są konieczne, bo muzeum chcąc przyciągać różne grupy odbiorców, musi mieć różnorodną ofertę”, w innym miejscu natomiast: "[…] wiem, że dla tego muzeum mogę zrobić jeszcze wiele dobrego z grupą ludzi, która jest otwarta na zmiany.”.
Tym samym, w pewnym sensie, deprecjonuje dotychczasowe działania Muzeum. Kwestionuje kompetencje obecnego zespołu do realizowania przewidywanych przez nią zadań, z tym że o tych zadaniach nic nie wspomina. Tak więc deklaracja o nowatorskich zmianach wisi niejako w próżni. Mówiąc o planach wspomina się bowiem jedynie o bliżej niesprecyzowanych pomysłach na jakąś działalność komercyjną. Takowa, jeśli jest na odpowiednim poziomie, może oczywiście służyć powiększeniu dochodów Muzeum. Muzeum nie jest jednak żadną agencją artystyczną, ani nie może być instytucją usługowo-handlową. Byłoby to bowiem sprzeczne z ustawą o muzeach. Natomiast w wypowiedziach pani dyrektor zupełnie nie ma mowy o sprawach najważniejszych, czyli o projektowanej na przyszłość aktywności związanej z działalnością statutową.
Skoro więc konflikt w Muzeum stał się faktem szerzej znanym, myślę, że byłoby sprawą bardzo pożyteczną, gdyby pani dyrektor zechciała zaznajomić opinię publiczną na czym miałaby polegać, w miejsce kwestionowanej "archaicznej”, nowoczesna wizja placówki. Interesujące by było, jakie są konkretne pomysły na przyszłą działalność poszczególnych oddziałów. Na czym wreszcie mają polegać zbawienne dla Muzeum zmiany, dla przeprowadzenia których liczy się tutaj na ową grupę ludzi, która jest "otwarta” na zmiany. Wiążąc z tą grupą tak wielkie nadzieje na nową jakość, pani dyrektor nic nie wspomina, jakie są kwalifikacje zawodowe owych pracowników, a przede wszystkim, jakie są ich dotychczasowe dokonania i osiągnięcia w obszarze muzealnictwa. Wobec deprecjonowania kwalifikacji "starych” pracowników takie wyjaśnienia wydają się konieczne.
Podniesione wyżej wątpliwości nie są bez podstaw, gdy przypomni się publiczne wypowiedzi pani Agnieszki Zadury tuż po objęciu stanowiska. Wynikało z nich, a mówiła to z całą szczerością, że zanim je objęła, żadnych doświadczeń w pracy muzealnej nie posiadała.
Pani dyrektor zarzuca wieloletnim pracownikom, że "uważają muzeum za świątynię sztuki, do której dostęp powinny mieć tylko elity”. Ale to oni mają rację. Muzea są świątyniami sztuki, tak jak świątyniami muzyki są filharmonie, a świątyniami dramatu teatry. Do tego są one, jak wszystkie świątynie - otwarte dla wszystkich, a nie tylko dla elit. Inną jest sprawą dotarcie ze sztuką zgromadzoną w Muzeum do publiczności o zróżnicowanym poziomie przygotowania. I tu jest miejsce na nowoczesne metody i technologie udostępniania oraz popularyzowania zbiorów muzealnych.
Dodam na końcu, że jeśli dotychczasowi, doświadczeni pracownicy usilnie zabiegają o kompetentne wypełnianie statutowych celów Muzeum, jeśli domagają się stosowania w działalności placówki najwyższych standardów, to są to właściwi ludzie na właściwych miejscach. Dyrekcja winna ich doceniać i w pełni wykorzystać ich potencjał."
Maria Supryn