Zaczynali na studiach, dzisiaj mają tysiące klientów z całego świata. Na polskim rynku nikt z nimi nie może konkurować. Tyle że polski rynek im nie wystarcza, chcą sięgnąć w każdy zakątek Europy. A wszystko zaczęło się od prezentu dla koleżanki…
Złota Setka 2016. Ranking Najlepszych Firm Lubelszczyzny [POBIERZ PDF]
Z Instagrama na papier
Pomysł na aplikację, dzięki której bardzo szybko można wywołać zdjęcia i w ciągu kilku dni dostać do rąk kilkudziesięciostronicowy album, w umysłach Patryka Muchy i Adriana Skiby pojawił się wiosną 2015 r. – Pomysł wziął się z potrzeby rynku. Chcieliśmy kiedyś zorganizować prezent naszej koleżance i wywołać zdjęcia z naszego wspólnego wyjazdu. Okazało się, że nie da się tego zrobić w fajny, ciekawy sposób – opowiada Adrian Skiba.
– Przede wszystkim chodziło o sprawność usługi. Nam się wydawało naturalne, że zrobimy to przez aplikację, wrzucimy zdjęcia z Instagrama, Facebooka i szybko będziemy mieli gotowy produkt – dodaje Patryk Mucha.
Okazało się, że takiej aplikacji na polskim rynku nie ma, a te zagraniczne też nie do końca odpowiadają wyobrażeniom przyszłych biznesmenów. – Nie były tak intuicyjne – mówią.
Tak pojawił się pomysł, który po kilku miesiącach został wprowadzony w życie pod postacią aplikacji SnapBook, a od niedawna działającą pod nazwą Moony Lab.
Świdnik – Warszawa – Świdnik
W Moony Lab pracuje osiem osób. To w większości młodzi ludzie, podobnie zresztą jak ich szefowie – Patryk ma 26, a Adrian 24 lata. Pracownicy firmy to w większości dobrzy znajomi. Właściwie jesteśmy grupą przyjaciół – przyznają szefowie firmy. Siedziba Moony Lab mieści się w Świdniku przy al. Lotników Polskich. Świdnik to miasto Patryka i Adriana, tu mieszkają i tu poznali się kilkanaście lat temu. Do studiowania wybrali Warszawę. Patryk zrobił licencjat z ekonomii na SGH, a obecnie kończy tam zarządzanie. Adrian z kolei wybrał prawo na Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie już niebawem obroni tytuł magistra. Poza wykształceniem młodzi przyjaciele mogli liczyć na wsparcie merytoryczne na swoich uczelniach. Wykorzystali to przedstawiając na SGH projekt aplikacji specjalistom od start-upów, który został bardzo pozytywnie oceniony.
Drukarnia nie nadążała
Przez pierwsze pół roku istnienia aplikacji młodzi przedsiębiorcy korzystali z usług zewnętrznej firmy. – Outsourcing nie do końca się sprawdził. Znalezienie drukarni, która podjęłaby się wykonania naszych produktów, nie było łatwym zadaniem. Dla większości drukarni zamkniętych w swoich świecie zupełną abstrakcją było chociażby zintegrowanie się z naszą aplikacją – mówi Patryk.
– Bardzo zależało nam na tym, aby zamówienie klienta wyszło tego samego albo następnego dnia – dodaje Adrian.
Młodzi biznesmeni myśleli jednak całościowo i chcieli mieć nad wszystkim kontrolę. Półśrodki przestały wystarczać. – Chcieliśmy mieć więcej produktów i projektować je od początku do końca, łącznie z opakowaniami. Uznaliśmy, że sami zrobimy to lepiej.
I tak po kilku miesiącach, dzięki własnemu wkładowi, wprowadzili do hali w Świdniku pierwszy sprzęt, który pozwolił im na wydruk zdjęć w wysokiej jakości. Przyznają, że postawienie na pełną niezależność było krokiem w dobrą stronę. – Fakt, że wtedy nie mieliśmy dodatkowych kosztów, które mamy teraz, ale cieszymy się, że możemy zrobić wszystko sprawniej i po własnej myśli. I sami za wszystko odpowiadamy.
Zdjęcia w 55 krajach
Oprócz albumów o różnych wymiarach przez Moony Lab można zamówić chociażby pakiety pojedynczych zdjęć tradycyjnych lub w stylu vintage, magnesy czy też spersonalizowane foto-książki. Niedługo w ofercie znajdą się m.in. plakaty. Dotychczas produkty MoonyLab pojawiły się w 55 krajach, chociażby w Tajlandii czy Singapurze. W pewnym momencie około połowa wszystkich zamówień pochodziła z USA. – Teraz ok. 30 proc. to Polska, 30 proc. Stany Zjednoczone, a pozostałe pochodzą z najodleglejszych zakątków świata. Coraz bardziej skupiamy się też na krajach skandynawskich – wyjaśniają.
Jeśli chodzi o Polskę, foto-książki trafiły niemal do każdego miasta. – Nasze albumy są widoczne, ludzie pokazują je znajomym. Często jest tak, że gdy dostajemy zamówienie z jakiegoś miasta, to nagle sypały się zamówienia z tych okolic – opowiada Patryk. W MoonyLab miesięcznie powstaje kilka tysięcy sztuk różnych produktów. Przedsiębiorcy jednak nie zamierzają na tym kończyć. – Planujemy wystartować z programem ambasadorskim. Chcemy w każdym europejskim kraju wybrać osobę, która będzie odpowiedzialna za dany rynek – wyjaśnia Adrian Skiba.
Pracują w każdy dzień. Często zdarza się, że piszą do nich klienci pochodzący z różnych stref czasowych. – Zależy nam, by nie musieli czekać na odpowiedź, jeśli mają jakieś ważne pytanie odnośnie zamówienia. Dlatego jesteśmy do dyspozycji o różnych porach dnia i na większości platform, od Facebooka po Snapchata – mówi Patryk. – Staramy się pomagać klientom w każdy możliwy sposób, dlatego też mamy wiele osób, które do nas wracają, co zresztą bardzo nas cieszy i pragniemy podtrzymać tę tendencję – dodaje Adrian.
>>> Artykuł pochodzi z dodatku Złota Setka 2016 - Ranking Najlepszych Firm Lubelszczyzny. Czytaj więcej: Złota Setka 2016: Ranking Najlepszych Firm Lubelszczyzny [LISTA]
>>>