– Nigdy nie spożywałam alkoholu w miejscu pracy – utrzymywała w sądzie dyscyplinarnym sędzia Marta B. z Krasnegostawu. A dmuchnąć w alkomat nie chciała, bo "była niewinna”.
– Nie przyznaje się w ogóle nie zgadzam się z tymi zarzutami – tłumaczyła wczoraj sędzia na rozprawie. I chciała, żeby odczytać to, co powiedziała na wcześniejszych przesłuchaniach. Wymieniała w nich swe liczne schorzenia i podkreślała, że bierze leki znieczulające.
Pod koniec maja 2008 roku Marta B. rozpoznawała sprawy w wydziale cywilnym. Około godz. 11. niespodziewanie wyszła z sądu. Gdy wróciła po dwóch godzinach szefowa wyczuła w jej gabinecie woń alkoholu. Marta B. miała czerwoną twarz i przekrwione oczy.
Marta B. na wcześniejszych przesłuchaniach tłumaczyła, że dostała telefon z domu, że zasłabł jej ojciec. Pojechała więc do niego a potem wróciła do sądu. Ale okazało się, że z mieszkania jej rodziców nie było tego dnia połączenia z sądem. Wczoraj sędzia mówiła już, że pomyliły się jej dni.
Szefowa, która wówczas, wyczuła od niej alkohol, to Joanna Smyk, obecnie prezes Sądu Rejonowego w Krasnymstawie. Wczoraj na procesie była świadkiem.
- Nie znam kosmetyków, które wyzwalałaby taki zapach, jaki był w pokoju – utrzymywała.
Marta B. została ostatecznie odsunięta od sądzenia 6 lutego 2009 roku. Pracownik sądu zastał ją wtedy w jej gabinecie. Mówiła bełkotliwie i niezrozumiale. Marta B. nigdy nie zgodziła się na badanie alkomatem. Twierdziła, że byłoby to dla niej poniżające. To, w jakim była stanie oparto na zeznaniach pracowników sądu: sędziów i protokolantów.