W Zespole Szkół w Stołpiu nie ma dnia, by nie zaglądali tu przedstawiciele policji, czy kuratorium. Nauczyciele zamiast w klasach spędzają dni na przesłuchaniach.
Szefowej placówki zarzucano m.in., że w karygodny sposób obrażała swoich uczniów. Jeden z uczniów miał usłyszeć od dyrektorki, że jest "adoptowany, mieszka w piwnicy bez światła i nie uczy się, bo roznosi ulotki”. Roztrzęsiony chłopiec uciekł ze szkoły, a w domu zasłabł. Rodzice wezwali pogotowie.
Matka ucznia, która jest pracownikiem szkoły, poinformowała dyrektor, że zamierza złożyć na nią skargę. Wtedy Hanna Elak zabroniła jej wstępu do swojego gabinetu i nakazała, by kontaktowała się z nią jedynie drogą pisemną. Matka zdecydowała się wówczas na zawiadomienie prokuratury. Wkrótce wyszło na jaw, że kolejny uczeń usłyszał "w głowie burdel, w zeszycie burdel, i w burdelu skończysz”. Jedna z nauczycielek zapamiętała też słowa Elak, że jak zniszczą szkolne mienie, to "będą się uczyć w burdelu”.
- Doszło do tego, że jedna z pracownic na ten sam dzień i godzinę dostała wezwanie na przesłuchanie z policji i od rzecznika dyscyplinarnego - mówi Małgorzata Łobejko, zastępca zawieszonej dyrektorki. - Mimo to razem robimy wszystko, aby szkoła pracowała normalnie - zapewnia.
Wygląda na to, że przesłuchaniom szkolnej kadry jeszcze długo nie będzie końca. Zawieszona dyrektor właśnie napisała do rzecznika dyscyplinarnego skargę na dziewięcioro swoich niedawnych podwładnych. Rzecznik skargę przyjął, a więc i tę sprawę będzie wyjaśniał.
- Chociaż zawieszona, a nadal działa na niekorzyść szkoły - komentują postawę Elak nauczyciele. Sama dyrektor odcięła się od kontaktów z dziennikarzami.