Kochasz wcześniejsze filmy Lanthimosa? Możesz się rozczarować. Kochasz przystojniaka Colina Farrella? Możesz się odkochać. Kochasz kino, które nie jest rozrywkowe? Idź!
Pod miastem o nazwie Miasto, w hotelu o nazwie Hotel spotykają się samotni ludzie. David, tytułowy bohater trafia tam, bo rzuciła go żona. To informacje z pierwszych 5 minut filmu. Dalej się okazuje, że to nie wyjazdowa randka w ciemno czy taneczny weekend zapoznawczy. Widz ląduje w utopijnym, brutalnym świecie, który tylko pozornie wydaje się utopijny. Gdy przeżyjemy blisko 2 godziny w kinie i powleczemy się do wyjścia, nie da się uniknąć przesmutnej refleksji – coś w tym jest.
Kinomani którzy już swoje z nową falą greckiego kina przeszli, mają za sobą „Kieł” i „Alpy” nie będą „Homarem” zaskoczeni. Toksyczne układy między ludźmi s analizowane. Normy w których tkwimy wywracane na lewą stronę. Zachowania lansowane przez media i pop kulturę pokazane w tragikomicznym kontekście. Reżyser w swój niezwykły sposób rozprawia się ze związkami, przyjaźnią, miłością. Sprawia, że rozrywkowe wyjście do kina nie jest rozrywkowe i seans nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć. Krew się leje, serca krwawią, depresja kwitnie.
Krytycy film chwalą, jurorzy nagradzają. Zwracają uwagę na rolę Colina Farrella, który tu z filmowego ciacha przeistoczył się w życiową sierotę z nadwagą. Zapuszczonego przystojniaka którego szczęście opuściło.
Tymczasem gwiazdy gwiazdami, nagrody nagrodami a Lanthimos jakby nie ten.
Film w porównaniu z „Kłem” i „Alpami” gubi moc. Jakby do Lanthimosa ktoś dolał wody. Jest długi, sprawia wrażenie, że dopisano mu dające nadzieję przesłanie. Niby bohaterowie nie będą „żyli długo i szczęśliwie” ale prawdziwe uczucie… itd. Można zacząć wierzyć w plotki, że producenci (film występuje w konkursach jako brytyjski ale składała się na niego Francja, Grecja, Holandia, Irlandia i USA) kazali dołożyć głos narratorki. Albo ingerowali, by obraz nie był hermetyczny i zbyt pojechany jak na powszechne standardy.
Ale to są odczucia oglądacza, który akceptuje reżyserskie dołowanie i brak światełka w tunelu.
Kto debiutuje jako widz Lanthimosa – i tak będzie miał co przeżuwać i przetrawiać.
Nie wszyscy to znoszą. W piątek kilka osób z seansu wyszło. Może po prostu kupili za mały popcorn. No, bo chyba nie byli singlami i nie przestraszyli się, że zostaną poddani kontroli i zesłania do Hotelu pod Miastem.