Waldemar Malicki dwukrotnie zaprezentuje w niedzielę (11.10) w Filharmonii im. Henryka Wieniawskiego swój muzyczno-słowny show.
Żarty, satyra i parodie to w kabaretach rzeczy standardowe. W kabaretach muzycznych – żarty, satyra i parodie muzyczne. Jak są udane, to zabawa jest przednia. Na widowni widać i słychać ludzi uśmiechniętych, chichoczących, śmiejących się i wstrząsanych mocnymi, mimowolnymi ruchami ciała.
Jednak ogromna większość takich kabaretów bazuje na muzyce rozrywkowej. Koneser muzyki klasycznej nie znajdzie w ich programach nic interesującego dla siebie. Tym bardziej, że w takich zespołach raczej nie pojawiają się wirtuozi.
Żarty, satyra i parodie w przeciętnym kabarecie muzycznym są raczej proste. Jeden numer to obśmianie jednego, góra dwóch artystów lub dzieł. Zupełnie inaczej jest w występach Waldemara Malickiego i towarzyszącej mu orkiestry.
W jego programach dominują słowno-muzyczne opowieści, w których jak w kalejdoskopie następują po sobie przerabiane utwory – zarówno klasyczne, jak i rozrywkowe – oraz rozpracowywane postaci. Kompozycje funkcjonują często jedynie we fragmentach i układają się w tematyczne zbiory.
Malicki uwielbia fantazjować. Wmawia publiczności np., że Mozart był Turkiem, Haydn pisał na zamówienie Helmuta Kohla, a Johann Strauss to superagent 007. "Nowe fakty” z historii muzyki nie pozostają tylko słownymi dowcipami, ale są muzycznie udowadniane w prawdziwie wybuchowej mieszance oryginalnych kompozycji i własnych adaptacji, wariacji i improwizacji.
Na kanwie jednej znanej melodii pianista odbywa wędrówkę po historii muzyki, parodiując style poszczególnych kompozytorów z różnych epok. W podobny sposób podróżuje przez rozmaite kraje.
Znany greps z połączeniem Koncertu a-moll Griega z Koncertem b-moll Czajkowskiego wzbogaca na przykład o "The House of the Rising Sun” z repertuaru The Animals, "Pożegnanie ojczyzny" Ogińskiego i ragtime Joplina, przy czym na tle muzyki Griega wykonywanej przez orkiestrę polonez Ogińskiego przekształca kolejno w "Moskiewskie wieczory”, "Greka Zorbę”, "Santa Lucię” i "Guantanamerę”.
Odpowiednio dobranymi, zestawionymi i zmodyfikowanymi utworami – niekiedy napisanymi wieki temu – potrafi też celnie i dowcipnie komentować bieżące wydarzenia społeczno-polityczne.
A wszystko to jest nie tylko zabawne, ale też zajmujące dla najbardziej wymagających odbiorców, osłuchanych z najlepszymi wykonaniami słynnych kompozycji.
Malicki jest bowiem człowiekiem nie tylko obdarzonym wielkim poczuciem humoru i ogromną wyobraźnią oraz posiadającym rozległą wiedzę, ale też wybitnym instrumentalistą, jednym z największych wirtuozów fortepianu. I wykonawcą, który należy do bardzo nielicznej grupy klasycznych pianistów potrafiących improwizować.
Nic dziwnego zatem, że bilety na jego niedzielne koncerty – jeden o godz. 17, drugi o 20 – już dawno zostały wyprzedane. I to mimo dość wysokich cen (120, 100 i 80 zł).
Być może ostatnie dwa wolne bilety w mieście będą do zdobycia u nas. Czytajcie w piątek papierowe wydanie Dziennika Wschodniego.