Jest w tej książce coś silnie opresyjnego. I nie chodzi o zbrodnię, która jest głównym wątkiem powieści, ale o okoliczności, w jakich do niej dochodzi i które towarzyszą śledztwu. Okoliczności nie byle jakie, bo rzecz dzieje się tuż pod okiem Stasi – osławionych NRD-owskich służb.
„Stasi i dziecko” ma dwa bardzo mocne atuty, które budują tę książkę. Pierwszy z nich to postać oficer milicji Karin Müller, która po politycznej degradacji powraca do tego, na czym zna się najlepiej – szukania sprawców zabójstw dzieci. Müller jest doświadczoną policjantką, ma przy tym dobrą intuicję, determinację i konsekwencję, które pracują na jej sukces. I ma coś jeszcze; coś absolutnie wyjątkowego w jej środowisku pracy – jest uczciwa, bezkompromisowa, odważna. A to w NRD może oznaczać jedno. Kłopoty.
Kłopoty Karin Müller zaczynają się już w momencie rozpoczęcia pracy nad nową sprawą. Przy przejściu granicznym z Berlinem Zachodnim (słynny mur berliński) zostaje znalezione ciało kilkunastoletniej dziewczynki. Dziecko zostało zmasakrowane. Müller, jako specjalistka „od dzieci” ma znaleźć sprawcę tego bestialskiego mordu. Ale… ma to zrobić tak, jak każe jej Stasi - Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD. A to oznacza, że Karin ma związane ręce i właściwie wszystko co robi jest balansowaniem na cienkiej linie własnego bezpieczeństwa.
I tu jesteśmy przy drugim atucie powieści, o którym wcześniej wspomniałam. Jest nim klimat wschodniego Berlina w 1975 roku. Klimat duszny, przesiąknięty wszechobecną inwigilacją, nieufnością, lękiem. Tu nikt niczego i nikogo nie może być pewien. Tu każdy na każdego donosi. Tu należy ważyć każde słowo. I nikomu nie wierzyć. Wszystkim sterują tajne służby, a jedyne co pozostaje to bezwolna wegetacja. Tę atmosferę szarości, smutku, strachu, beznadziei autorka oddała znakomicie. Wydaje się, że nie ma od tego ucieczki, że w tej konfrontacji jednostki z bezwzględnym aparatem państwowym człowiek nie ma najmniejszej szansy.
A jednak Karin Müller robi swoje. Robi, jak najlepiej potrafi i jak nakazuje jej sumienie. Robi, choć wie, że podejmuje śmiertelne ryzyko. I to jedna z jaśniejszych stron tej mrocznej, opresyjnej, choć skądinąd dobrej książki.