Absolwentka wydziały teatralnego na Harwardzie i była aktorka scen nowojorskich - powiedzmy sobie, że raczej nieznana szerszej publiczności boryka się z kłopotami finansowymi. Nie - to nie jest wstęp o bohaterce powieściowego romansu, a kilka słów o autorce książki.
Gorzej - odłożonych pieniędzy ubywa, a lat przybywa. Zdesperowana autorka książki przyjmuje posadę szofera luksusowych limuzyn skuszona opowieściami o pracy łatwej i przyjemnej, a także o wysokich napiwkach. Tu też nie wyszło zbyt dobrze, a już na pewno zarobki były poniżej spodziewanych.
Pewnego dnia Larson dowiaduje się, że do Los Angeles mają przyjechać arabskie księżniczki, oraz że podczas poprzedniej wizyty kierowcy wynajętych limuzyn otrzymali bajeczne napiwki, niektórzy nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Jayne została zatrudniona jako jedyna kobieta - szofer i parę tygodni woziła arabskie księżniczki.
Opisała to dość obrazowo w swojej książce, nie szczędząc zresztą uszczypliwości i krytyki pod adresem swoich pracodawców.
Otóż jej zdaniem księżniczki będąc w Los Angeles nie przestrzegały zasad, jakie obowiązują w ich kraju, były apodyktyczne, szastały bez miary pieniędzmi na najdroższe z możliwych ciuchy, interesowały je tylko zakupy, drogie zabiegi kosmetyczne, rozkazywały etc., etc, a na dodatek - autorka książki dostała tylko 1 tys. dolarów napiwku!
No i książka jest totalną krytyką ich stylu życia. Ej, czy to nie odwet za marny napiwek? Wydaje się, że autorka nie dopuszcza myśli, że są inne kultury i obyczaje niż amerykańskie. Jednocześnie ubolewa, że jedna z księżniczek nigdy nie zobaczy prawdziwego kasyna gry, bo jej mąż by tego nie pochwalał. Chyba nie tylko jej mąż, ale zapewne pan Kowalski też… Czyta się to nieźle do momentu, kiedy utyskiwania autorki stały się męczące.