O tym jak wiele osób z całego świata w pierwszy weekend lipca 2009 wybrało właśnie Gdynię najlepiej można było przekonać się na polu namiotowym. Tam angielski można było usłyszeć częściej niż rodzimą polszczyznę.
Przyjechali do Gdyni, by zobaczyć na żywo gwiazdy światowego formatu. I się nie zawiedli. Kultowa kapela Mike'a Pattona Faith No More dala z siebie wszystko, podobnie Gossip, Crystal Castles, Buraka Som Sistema czy wielu, wielu innych. Swoista magia tego miejsca ogarnęła nie tylko publiczność. Zwykle małomówny Brian Molko między kawałkami pozdrawiał "Children of Poland”, a Moby nie przestawał powtarzać "Thank you, thank you, thank you” na zmianę z "dziękuję, dziękuję, dziękuję”.
Wielki plus dla obsługi festiwalu za wyrozumiałość dla tych, którzy decydowali się rozbić między samochodami. Muszę przyznać, że panowie i panie w pomarańczowych koszulkach w tym roku byli wyjątkowo mili. Może to kwestia mniej rygorystycznego regulaminu (znikł z niego m.in. punkt o zakazie wnoszenia co bardziej wypasionych telefonów, więc na bramkach nikt nie liczył komórkom pikseli), a może po prostu zwykła ludzka sympatia?
Po raz pierwszy pojawiło się strefa Fashion'er.. Cóż... Miało to być miejsce gdzie spotkamy najlepszych polskich projektantów, kupimy niepowtarzalne ciuchy, na wybiegu zobaczymy jak za jakiś czas będzie się ubierać polska ulica. Było... kilka stoisk z rzeczami, których ceny przyprawiały o zawrót głowy, paru ich twórców znudzonych całodziennym siedzeniem w namiocie i sklep z klapkami i gumowcami heavy duty.
Mnie tegoroczny Opener kojarzyć się będzie z balonikami unoszącymi się nad rozbawionym tłumem (rozdawanych przez panie w koszulkach z logo Unimil), tabliczkami "Free hugs”, którymi wymachiwały dziewczęta z pierwszych rzędów na koncertach co przystojniejszych wykonawców, nie działającymi komórkami i przede wszystkim z muzyką. W końcu po to tam pojechałam.