Festiwal Rockowy "Tylko AC/DC”, klub Koyot, Lublin, 7.03.09
Są kluby duże, w których niby wszystko jest w takiej ilości i rozmiarze, że tylko przychodzić i bawić się na koncertach i imprezach. I są miejsca, które z racji swojej kubatury na pierwszy rzut oka wydają się skazane na porażkę w kontekście koncertowym.
A jednak bywa tak, że do pierwszych chodzi się z wielkimi oporami i tylko dlatego, że akurat tam występuje ktoś, kogo lubimy. Zaś do drugich pędzimy jak na skrzydłach, korzystając z każdego nadarzającego się pretekstu; niekoniecznie zwabieni ulubionym artystą czy gwiazdą.
Do drugiej grupy zaliczam Koyota, mieszczącego się w niewielkiej, ale dobrze zagospodarowanej, piwnicy przy Narutowicza 11. Ma on coś, o czym wszyscy właściciele rozmaitych imprezowni marzą - klimat.
Klimat, na który składają się przemyślany wystrój wnętrza, odpowiednio dobrani bywalcy, pozytywna historia, powszechnie szanowany szef, znakomita obsługa i w końcu konsekwentnie programowane atrakcje rozrywkowe.
Koyot jest klubem rockowym. Więc jak Paweł Żądło organizuje pokaz mody, to są to kolekcje kojarzące się z rockowym stylem. Jak robi koncert, to jest to występ zespołu, którym żaden ze stałych gości nie będzie zdziwiony. Kiedy gra didżej, to tak, że wszyscy koyotofile są szczęśliwi.
Tak też było w sobotę. Megaimpreza w minilokalu składała się właśnie z takich trzech elementów. I wszystko się udało. Wybiegiem modowym był po prostu środek sali barowej. Licznie przybyła publiczność po prostu się rozstąpiła i poszło dobrze.
Specjalnej sceny nie miała też - jak to w Koyocie - grupa 4 Szmery. Hardrockmeni z Bochni wystąpili w salce koncertowej dosłownie pośród bywalców - jak na squatowym gigu punkowym.
I to było wspaniałe. Słuchacze dosłownie spijali słowa z ust wokalisty i śpiewali chórki do jego mikrofonu.