Wczorajsze zapowiedzi przyspieszenia podwyżki płac nie zadowalają nauczycieli zrzeszonych w związkach zawodowych. W każdej szkole chcą przeprowadzić referendum strajkowe. – Szykujemy się do tego, co nieuniknione – mówią związkowcy. Żądają po tysiąc złotych podwyżki na etat, minister oferuje po kilkaset
O pomyśle na wcześniejsze wprowadzenie obiecywanej podwyżki informowało wczoraj lubelskie Kuratorium Oświaty. Nauczyciel stażysta miałby otrzymywać o 371 zł więcej, kontraktowy o 381 zł, pensja nauczyciela mianowanego miałaby wzrosnąć o 432 zł, natomiast dyplomowanego o 508 zł.
Taki wzrost płac miałby być dokończeniem ubiegłorocznej obietnicy, że pensje nauczycieli wzrosną o 16 proc., ale podwyżka będzie rozłożona na trzy części. Dwie z nich już doliczono do wynagrodzeń pedagogów. – Trzecia część, która początkowo miała być wypłacana dopiero od przyszłego roku, zostanie wypłacona już we wrześniu – informuje Teresa Misiuk, kurator oświaty. Właśnie taką ofertę składa ministerstwo: przyspieszenie podwyżki z marca 2020 r. na wrzesień 2019.
Na ten cel zagwarantowany ma być dodatkowy miliard złotych. Wśród propozycji ministerstwa jest też program „Stażyści na start” (jednorazowa wypłata 1000 zł w pierwszym i drugim roku pracy), dodatki za wyróżniającą się pracę od września 2020 r. i dodatkowe płatne godziny do dyspozycji dyrektora.
Żądają więcej
Związkowcy nie są jednak zadowoleni z tych propozycji. Tłumaczą, że chcą walczyć o podniesienie ich obecnych zarobków o 1000 zł, począwszy od stycznia 2019 r. Coraz bardziej otwarcie grożą strajkiem.
– Szykujemy się do tego, co chyba jest już nieuniknione – przyznaje Adam Sosnowski, prezes okręgu lubelskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Z kolei kuratorium przyznaje, że „z lekkim niepokojem” słucha informacji, że do akcji może dojść podczas egzaminów zewnętrznych, bo mogłoby to zakłócić rekrutację do szkół średnich.
Kierunek: strajk
Jeszcze w tym tygodniu na biurkach dyrektorów szkół mają się znaleźć pisma z żądaniem podwyżek, zaś po podpisaniu protokołów rozbieżności ma dojść do rozmów z mediatorem. Po takich rozmowach może dojść do dwugodzinnego strajku ostrzegawczego.
W każdej szkole przeprowadzone ma być referendum strajkowe. Jeśli ponad 50 proc. załogi opowie się za strajkiem, będzie można go zorganizować legalnie. Takie same kroki planuje też nauczycielska „Solidarność”, która chce wchodzić w spory zbiorowe i oflagować szkoły. Powołała już regionalne sztaby protestacyjne.
– Nie odmawiam nauczycielom prawa do domagania się wyższych zarobków. Strajk jest jednak ostateczną formą protestu. Szczególnie taki, który ma dotyczyć uczniów – odpowiada kurator Teresa Misiuk. – Każdy z pracowników oświaty musi we własnym sumieniu sobie odpowiedzieć na pytanie, czy realizacja postulatów go zadowala i czy uprawnia do tego by wziąć udział w akcji strajkowej. Są różne formy protestu. Propozycja MEN to jest spotkanie w pół drogi.
– Ostatnie spotkanie 31 stycznia nie było żadnym przełomem i nie udało się osiągnąć kompromisu, ani też spotkać się w „pół drogi” – twierdzi tymczasem ZNP, który konsekwentnie domaga się 1000 zł podwyżki począwszy od stycznia tego roku.
Woźne też chcą więcej
Nie tylko nauczyciele upominają się o wyższe zarobki w oświacie. Ostatnio zażądali ich również pracownicy niektórych lubelskich przedszkoli zatrudnieni na stanowiskach sprzątaczek czy kucharek, których pensje zależą od władz Lublina. Ratusz wprost przyznaje, że żądania są „w pełni uzasadnione”, ale jednocześnie stwierdza, że miejskiej kasy nie stać na podniesienie zarobków pracownikom niepedagogicznym.
– W budżecie miasta na 2019 r. brak jest zaplanowanych środków finansowych związanych z podwyżką wynagrodzeń wszystkich pracowników niebędących nauczycielami – stwierdza w jednym z oficjalnych pism Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina. Tłumaczy, że miasto musi się zmierzyć z wysokimi kosztami wprowadzania reformy oświatowej. Obiecuje jednak, że do sprawy wróci w drugim półroczu.
(drs)