

Kiedy piszę ten tekst, nie mam pojęcia, jaką decyzję podjęli warszawscy radni w sprawie „nocnej prohibicji”. Kiedy wy go czytacie, już to wiecie. Czy wygrała wąska grupa interesów, czy naprawdę ważny interes społeczny. A rzecz jest poważna, nie przesadzę mówiąc: śmiertelnie poważna.

- Interwencje związane ze spożywaniem alkoholu to zdecydowana większość pracy, jaką wykonujemy w zespołach ratownictwa medycznego i w ramach Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. I to jest pierwsze, co ratownik medyczny odkrywa na początku swojej drogi zawodowej . No bo idziesz do pracy na SOR i okazuje się, że masz pod opieką dwunastu, piętnastu pacjentów i oni mają razem 50 promili.
To słowa Jana Świtały, ratownika medycznego z Warszawy wypowiedziane w najnowszym odcinku podcastu „Co ćpać po odwyku”. Podcast jest w skrócie o tym, jak żyć na trzeźwo. Prowadzą go dwaj pisarze, Jakub Żulczyk i Juliusz Strachota, którzy od lat mówią o swoich uzależnieniach i trzeźwieniu. Ten odcinek nosił tytuł „Jak wygląda strach? Najgorsze sytuacje medyków”.
I było tylko o jednym: o pijanych pacjentach. W domach, na ulicach, w karetkach i na SOR-ach. Młodych, starych, eleganckich i śmierdzących. Każdego dnia, wszędzie, o każdej porze.
– To są statystyki. To są dziesiątki ludzi, którzy codziennie umierają z powodu nadużywania alkoholu – mówi Jan Świtała. – Alkohol zabija codziennie. A ratownicy tylko to sprzątają.
Słuchałam tych słów i zastanawiam się, czy warszawscy radni, którzy za moment zdecydują o ograniczeniu w nocnej sprzedaży alkoholu w Warszawie, mają pojęcie o pracy ratowników medycznych? Czy wiedzą, co jest ich największym koszmarem i zarazem codziennością? I czy mają pojęcie, o co naprawdę chodzi w tej „nocnej prohibicji”?
Bo chodzio czyjeś życie, o wiele żyć. Każdego dnia, w każdym miejscu, o każdej porze. I tak sobie myślę, że gdyby to ratownicy medyczni decydowali o tak ważnych sprawach, świat naprawdę byłby lepszy. Byłoby nas więcej. A państwo zaoszczędziłoby miliony, jeśli nie miliardy złotych.
Ale decydują radni i wy już wiecie, jak zdecydowali, a ja nie.
Dlaczego ta decyzja warszawskich radnych jest tak ważna? Bo może ruszyć lawinę. Być dobrym przykładem, za którym pójdą inni. Może spowodować, że ograniczenie sprzedaży alkoholu w nocy nie będzie wyjątkiem, ale stanie się normą, dobrą praktyką. Czymś, co się opłaci. Na co warto się odważyć.
W całej Polsce odważyło się dotąd 176 gmin. W województwie lubelskim jako pierwsze, w 2018 roku, odważyły się Puławy. Dziś miasto jest z tego bardzo zadowolone.
– Zdecydowanie było warto – mówi mi Łukasz Kołodziej z Urzędu Miasta Puławy. – Spadły nam wszystkie statystyki dotyczące interwencji służb, jest po prostu spokojniej.
W Łukowie, gdzie ograniczenie wprowadzono pod koniec 2024 roku, też są zadowoleni, zrobiło się bezpieczniej. W Białej Podlaskiej radni wprowadzili „nocną prohibicję” w 2018, po czym jeszcze w tym samym roku nowa Rada Miasta uchyliła uchwałę w tej sprawie. Bo „zakaz uderzył w lokalnych sprzedawców”.
W Lublinie sprawa miała jeszcze bardziej błyskawiczny przebieg. 10listopada 2022 roku projekt uchwały o ograniczeniu godzin handlu alkoholem w centrum miasta został wniesiony na sesję Rady Miasta Lublin, a już tydzień później został zdjęty z porządku obrad. Wszystko przez negatywną opinię rady dzielnicy Stare Miasto.
– Bo czasem ktoś robi imprezę i zabraknie alkoholu. Wtedy nie kupi go w pobliżu swojego domu. Z problemem nadmiernego spożycia powinny walczyć powołane do tego służby – twierdził Michał Makowski, przewodniczący zarządu dzielnicy Stare Miasto(źródło: wyborcza.pl/Lublin; P. Kozłowski, 17.11.2022).
Jak służby walczą z tym problemem wie najlepiej Jan Świtała, ratownik medyczny z Warszawy i wiedzą to doskonale ratownicy medyczni z Lublina i wielu innych miast w Polsce.
Jestem ogromnie ciekawa, jaką decyzję podjęli warszawscy radni. Wy już to wiecie.
