Mają genialny kapuśniak, ruskie pierogi, wątróbkę i dobry marketing.
Co do jedzenia, zdania są podzielone. Jedni wielbią "Mandragorę” za szabasową kartę z karpiem po żydowsku za 15 zł i czulentem na gęsinie za 28 zł. Drudzy narzekają na zbyt wygórowane ceny i odgrzewane dania.
Gęsie pipki
Błyskawicznie pojawił się kelner. Nie za bardzo starczyło czasu, żeby kartę przestudiować, bo po minucie usłyszeliśmy pytanie o zamówienie.
Zamówiliśmy macę z sosem z 6 zł i na przystawkę gęsie pipki faszerowane z kiszonym ogórkiem za 15 zł. Maca najlepsze chwile od wyjęcia z pieca już dawno miała za sobą, pipki były smaczne, ale zamiast kiszonego ogórka dostaliśmy zwykły. Kelner wyjaśnił, że kiszone są niezbyt dobre, więc dostaliśmy świeże. Niech będzie.
Co za kapuśniak!
Szabasowa zupa była esencjonalna, ze wspaniałym smakiem wołowiny. Szkoda, że pływało w niej jedno ziarnko ciecierzycy. To się nazywa oszczędność.
Za to kapuśniak był rewelacyjny. Wspaniały bukiet, słodycz, świeżość, jeszcze takiego nie jedliśmy. Klasyczna, zimowa zupa okazała się lekkim posiłkiem z młodej kapusty, ugotowanym z fantazją.
Szybkie danie
Dwa plasterki mostka podano z cymesem marchewkowym. Cymes był cudowny, za to mostek rodem z garmażerki, a nie z żydowskiej kuchni. Za to w karcie można przeczytać o magii tej potrawy, jej kulturowych korzeniach i żydowskiej tradycji.
Natomiast wątróbka to było mistrzostwo świata. Nie będę jej opisywał, musicie jej skosztować. Delikatnie wysmażona, z bezbłędnie skomponowanym sosem, pełna aromatów i zapachów. Radość z odkrywania kolejnych smaków na podniebieniu była wielka. Gratulacje.
Deserowy akcent
Moje szpinakowe naleśniki ułożone na szpinaku nie błysnęły smakiem. W kategorii barowych potraw dostałyby dobrą czwórkę.
Jeszcze gorzej było z paschą, ów "żydowski” sernik był zwyczajnie taki sobie. Ach ten marketing!
Restauracja \"Mandragora\". Nasza ocena
Lublin, Rynek 9, tel. (81) 536 20 20
Czynne: poniedziałek – czwartek 8.30 do 20, piątek, sobota do 24, niedziela do 20
Można płacić kartą.
Wyszliśmy z "Mandragory” z ulgą. Być może wpadliśmy w zbytni młyn, ale odnieśliśmy wrażenie, że mamy szybko zjeść i zwolnić stolik, bo liczy się obrót. Ale może się mylę, bo zdarzało mi się bywać tam wcześniej i było ok. Co do kuchni, to grzeszy ona odgrzewaną pospiesznością wcześniej ugotowanych potraw. Trafiają się prawdziwe cymesy, ale gdzieś zagubiła się ich dusza.