Ponad 340 tys. uczniów z całej Lubelszczyzny odbiera dziś świadectwa i zaczyna wakacje. Władza chwali reformę, ale nauczyciele i rodzice z niepokojem patrzą w przyszłość
– To był bardzo specyficzny, ale bardzo udany rok szkolny – mówił wczoraj wojewoda lubelski Przemysław Czarnek. – To pierwszy rok funkcjonowania szkół po wejściu w życie reformy oświaty. Reformy, która przełoży się wkrótce na jakość kształcenia.
Wojewoda przekonuje, że rodzice nie muszą już wydawać pieniędzy na korepetycje, bo szkoły przygotują uczniów tak, by bez problemu zdawali kolejne egzaminy. Jego zdaniem sukcesów jest więcej.
– Ostrzegano nas, że w związku z reformą zabraknie pieniędzy, a wielu nauczycieli straci pracę – przypominał wojewoda. – A w całym województwie nauczycielskich etatów przybyło.
Inne zdanie na ten temat mają nauczyciele. – Rzeczywiście według Systemu Informacji Oświatowej na Lubelszczyźnie zostało przyjętych 980 nowych nauczycieli, ale niektórzy łączyli etaty i figurowali w trzech lub czterech szkołach. To oznacza, że jedna osoba jest liczona jak dwie lub nawet trzy – mówi Adam Sosnowski, prezes Okręgu Lubelskiego ZNP. – W tym roku szkolnym prawie 1300 nauczycieli uzupełniało etaty w różnych szkołach, a 118 nauczycieli miało poniżej pół etatu.
Jego zdaniem, pozytywna stroną reformy jest większy nacisk na szkolnictwo branżowe. – Na pewno nie można jednak mówić o nowych etatach. We wrześniu zostało zwolnionych 427 nauczycieli, 260 poszło na emeryturę, 84 na świadczenia kompensacyjne, a 50 na stan nieczynny. Ciężko patrzeć w przyszłość optymistycznie wiedząc, że za każdą cyfrą stoi człowiek.
Z wyliczeń ZNP wynika, że w całym województwie 1200 nauczycieli ma propozycje ograniczenia etatów. 1 września do pracy może nie pójść 575 osób. 187 z nich dostało wypowiedzenie, inni przechodzą w stan nieczynny, mają otrzymywać świadczenia kompensacyjne lub uzyskali uprawnienia emerytalne.
– 525 młodych nauczycieli nie dostało zapewnienia, że we wrześniu będą mieć pracę, bo kończą im się umowy terminowe – wylicza Sosnowski. I przypomina, że przyszły rok jest ostatnim, w którym funkcjonować będzie ostatnia klasa gimnazjalna. Garstka uczniów nie będzie przecież wymagała zatrudnienia wielu nauczycieli.
Inne problemy widzą rodzice. – Chyba nikt z nas nie protestowałby przeciw reformie, gdyby objęła ona uczniów klas pierwszych. Wprowadzono ją jednak nagle i w przyszłym roku będzie szturm zdublowanego rocznika na najlepsze licea i technika – uważa mama dwóch chłopców. Jeden z nich będzie kończyć podstawówkę, a starszy gimnazjum. – Dlatego nikt mnie nie przekona, że ta reforma to coś dobrego – dodaje.