Nowiutkie auto dla szpitala i nowo zatrudniony dyrektor tuż po studiach, nie spodobały się lekarzom. – A dla nas na podwyżki nie ma. Wielu już uciekło ze szpitala w poszukiwaniu lepszej płacy – mówi jeden z medyków szpitala w Opolu Lubelskim.
Ford fusion jeździ od dwóch tygodni. Kosztował 55 tys. zł. Jest jednym z pięciu aut, jakie ma teraz szpital. – W tym kilkunastoletniego poloneza – wyjaśnia Karol Stpiczyński, dyrektor. – Samochody są zdezelowane. Potrzebujemy nowych. Nasz SP ZOZ tworzą szpitale w Opolu Lubelskim i Poniatowej oddalone od siebie o 12 km. Trzeba się jakoś między nimi przemieszczać.
Zastępca dyrektora ds. medycznych pracuje od kilku dni. Studia medyczne skończył rok temu.
– Na oddziale neurologii zostało dwóch lekarzy. Reszta uciekła – zwraca uwagę internista. – Na chirurgii jest czterech. Jeden lekarz dyżurny z oddziału internistycznego musi obsługiwać cały oddział oraz izbę przyjęć. Kadra medyczna się sypie, a dyrektor zatrudnił chłopca do kierowania szpitalem. Jakie on może mieć doświadczenie?
Zdaniem Stpiczyńskiego, nowy dyrektor jest dobrym nabytkiem. – Działał aktywnie na uczelni, w izbie lekarskiej, skończył studia podyplomowe z zarządzania służbą zdrowia – broni swojego zastępcy.
Na odpływ kadry medycznej do lepiej płatnych ośrodków nie może nic poradzić. – Ja lekarzom mówię wprost: jeżeli liczycie na znaczące podwyżki, to nie u mnie – wyznaje Stpiczyński. – Szukam specjalistów, by uzupełnić braki. Daję ogłoszenia o etacie i mieszkaniu służbowym. Chętnych na takie pensje nie ma.
– A dla lekarzy ze szpitali lubelskich przyjeżdżających na konsultacje są? – wytykają medycy z Opola.
Od roku do opolskich poradni przyjeżdżają raz w tygodniu chirurg naczyniowy, diabetolog, endokrynolog, gastrolog, urolog. – Lekarze podpisali ze szpitalem umowy – wyjaśnia Stpiczyński. A fundusz zdrowia finansuje wizyty.
Dyrektor podkreśla, że to dzięki specjalistom z Lublina idzie ku lepszemu. SP ZOZ wypracował po raz pierwszy w swojej historii zysk.