Za przyjęcie 20 zł i 3 kilogramów wieprzowiny lekarzowi rodzinnemu z Dołhobyczowa grozi do 8 lat więzienia.
O sprawie pisaliśmy w ubiegły poniedziałek. Przypomnijmy. Na początku kwietnia 65-letnią kobietę bolał brzuch. Był ranek, ośrodek zdrowia jeszcze nieczynny. Mąż pacjentki miał wręczyć lekarzowi, Arturowi G., 20 zł za przyjęcie cierpiącej. Z policyjnych ustaleń wynika też, że przed sześcioma laty do tego samego lekarza o pomoc zwróciła się matka 21-letniego mężczyzny. Jej syn skręcił rękę. Kobieta wzięła 3 kg wieprzowiny i wybrała się do Artura G. Doktor podobno mięso wziął, mężczyznę przyjął.
W Dołhobyczowie zawrzało. Kazimiera Kapusta jest "mięsną aferą” oburzona. Uważa, że oskarżenia są wyssane z palca. Dwa lata temu jej mąż miał zator płucny. Artur G. przychodził na każde wezwanie. - Ani razu nie pojawiła się z jego strony sugestia wręczenia łapówki. Ktoś go wrabia - uważa.
Co na to doktor Artur G.? - Żadnych łapówek nie dostawałem - zapewnia. - Kawałek placka czy kilka jajek to podziękowanie za leczenie, którego na wsi nie wypada odmówić...
Teresa Dobrzańska-Pielichowska, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych Pracodawców jest oburzona. - Doktor nie pełni funkcji publicznej i nie można mu przedstawić zarzutu przyjęcia korzyści majątkowej - mówi. - Nasi prawnicy nie mają tu wątpliwości. Dlaczego? Artur G. jest lekarzem Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej, a porady medycznej nie uzależniał od prezentów. To były darowizny!
Czy zatem dojdzie do procesu? - Zebraliśmy materiał, postawiliśmy zarzuty i się z nich nie wycofamy. Decyzję o tym, czy akt oskarżenia trafi do sądu, czy sprawa zostanie umorzona podejmie prokuratura - stwierdziła wczoraj sierżant Popek.