Czy spokojny przebieg wczorajszej eksmisji to wybieg eksbetanek?
Prawdopodobnie znów zbierają się w jednym miejscu.
Eksbetanki z góry opracowały cały plan - wynika z naszych obserwacji i opinii specjalistów. Namówiły do pomocy wspierających je rodziców. A niechętnych sprytnie odizolowały od córek. Nie pomogły przepychanki ani błagania szlochających matek. Zbuntowane siostry nadal chcą być razem.
- Mówiły o tym już w drodze z Kazimierza do Lublina - przyznaje dominikanin Tomasz Franc, koordynator Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. To on jechał w autokarze z 23 byłymi siostrami z Kazimierza do Lublina do ośrodka rekolekcyjnego przy ul. Podwale. Miał im pomóc w kontakcie z rodzinami. Pozostałe eksbetanki miały trafić do domów rekolekcyjnych w Dąbrowicy i Nałęczowie.
Plan organizatorów eksmisji się nie powiódł. Przed lubelskim domem na zakonnice czekały już trzy samochody osobowe. Za kierownicami, jak się potem okazało, byli rodzice niektórych z sióstr - byli to ci, którzy popierają dotychczasowe działania zbuntowanych zakonnic. - One chcą być nadal razem - przekonuje jedna z matek. - Czy myślicie, że ponad 30-letnią kobietę da się opętać?
- Tak. Chciałabym, żeby moja córka jak najszybciej wróciła do domu - mówi po cichu matka innej z betanek. Czeka na autobus z Kazimierza razem z mężem i dwiema córkami, siostrami zbuntowanej zakonnicy. Przyjechali aż ze Śląska.
Razem z innymi rodzicami wchodzą na dziedziniec domu. Po dwóch minutach z autokaru wysiadają zakonnice. Cztery z nich natychmiast biegną do auta, które wjechało na plac. Któraś matka próbuje zatrzymać swoją córkę, szarpie za habit. Powstrzymują ją inne siostry. - To ma być miłość matki? - krzyczą. - Nie potrafi pani uszanować zdania córki.
Rodzice otaczają samochód. Trwające godzinę prośby i błagania na nic się zdają. Auto z czterema zakonnicami w środku w końcu opuszcza plac. Za chwilę na dziedziniec wjeżdżają dwa kolejne samochody. Wywożą osiem zakonnic. Tym razem bez oporu rodziców. Wieczorem w domu rekolekcyjnym na Podwalu nie ma już ani jednej zbuntowanej siostry.
Udało się nam dowiedzieć, że zostały przewiezione do mieszkań popierających je rodziców, m.in. na lubelskim osiedlu LSM. - Te, które pojechały do ośrodków w Dąbrowicy i Nałęczowie, także nie chciały tam zostać - zdradza ojciec Franc. W pierwszym z domów siostry odmówiły posiłku i do wieczora czekały na transport.
- Byłe siostry najpewniej przeniosą się w inne miejsce i dalej będą tam razem - mówi nam dominikanin. - To sekta. Nie mam co do tego wątpliwości.