Zablokujemy Warszawę autobusami - związkowcy z czterech przedsiębiorstw PKS na Lubelszczyźnie grożą strajkiem. Nie zgadzają się na przekształcenie wszystkich PKS-ów z naszego regionu w jedną dużą firmę. Operacja była zapowiadana na 1 września. Wojewoda przesunął ten termin na 1 grudnia.
- Nie po to przez trzydzieści lat budowaliśmy firmę, żeby ktoś nam ją teraz tak skonsumował - oburza się Grzegorz Kawęcki, szef związków zawodowych w PPKS Międzyrzec Podlaski. Obawia się, że część pracowników straci posady. Mimo, że Urząd Wojewódzki zapewnia: zwolnień nie będzie. Na konsolidację nie godzą się też PKS-y z Białej Podlaskiej, Radzynia Podlaskiego i Puław. Czyli te, które radzą sobie najlepiej. Nie chcą być łączone z innymi, słabymi firmami.
Związkowcy wysłali swój protest wojewodzie. Dali mu tydzień na odpowiedź. Termin minął wczoraj. - I nie mamy odpowiedzi - mówi Leszek Małkowski, wiceprzewodniczący komitetu strajkowego w PKS Biała Podlaska. - We wtorek i środę organizujemy wśród załogi referendum w sprawie strajku - dodaje. Podobne referenda odbędą się też w pozostałych przedsiębiorstwach. Związkowcy przyznają, że raczej nie posuną się do wstrzymania kursów komunikacji. Rozważają inny plan: blokadę Warszawy.
Wojewoda tłumaczy, że połączenie firm to konieczność. - Jeśli tego nie zrobimy, to za kilka miesięcy może się okazać, że upadło kolejne przedsiębiorstwo, a ludzie stracili pracę - twierdzi Piotr Kowalczyk, rzecznik wojewody. W takiej sytuacji znalazł się PKS z Opola Lubelskiego.
PKS-y mają inny pomysł na dalszą działalność. - Chcemy utworzyć spółkę pracowniczą - mówi Kawęcki. Urzędnicy studzą zapał załogi. - To nie jest takie łatwe. W firmie musi pojawić się inwestor zewnętrzny, który będzie miał co najmniej 20 proc. udziałów w takiej spółce, a wynik przedsiębiorstwa będzie wskazywać na to, że będzie w stanie zapewnić pracownikom pakiet socjalny oraz spłacać raty leasingowe - wyjaśnia Kowalczyk. Załoga została powiadomiona o tych warunkach. I nie udowodniła, że im sprosta.