Fatalnie wypadł Lublin w najnowszym rankingu pozyskiwania zagranicznych dotacji. Wśród największych polskich miast stolica naszego regionu zajęła dopiero 16 miejsce. Niżej są tylko Gorzów Wielkopolski i Kielce.
– Mnie te wyniki nie dziwią – mówi pan Piotr z Lublina. – Obecne władze wykazują się wręcz niespotykaną nieporadnością. Jeśli chodzi o inwestycje w mieście dzieje się bardzo niewiele.
Mimo tych wyników lubelscy urzędnicy nie czują się winni. Tłumaczą, że dotacje nie od razu trafiają do miejskiej kasy. – Wpływają stopniowo, po zakończeniu kolejnych etapów realizacji inwestycji – wyjaśnia Iwona Blajerska, rzecznik prezydenta miasta. I dodaje, że to, co w zeszłym roku trafiło do kasy Ratusza, to refundacja wydatków na inwestycje z poprzednich lat. Miasto za porażkę obwinia też instytucje pośredniczące w rozdziale unijnych dotacji, które z opóźnieniem ogłaszały konkursy. Na pytanie, czy opóźnienia te "uwzięły się” na Lublin omijając inne miasta, Ratusz odpowiedzieć nie chce.
– Za prezydenta Pruszkowskiego nasi urzędnicy ciągle biegali prosić o pieniądze do Urzędu Marszałkowskiego i dotacje do nas trafiały. Teraz tym samym dyrektorom już nie chce się biegać – przyznaje nieoficjalnie wysoki rangą urzędnik Ratusza.
Obecny prezydent Lublina Adam Wasilewski (PO) od początku kadencji mówi, że unijne dotacje to dla miasta wielka szansa. I tłumaczy, że zamiast przypisać pieniądze do większej liczby mniejszych inwestycji "zamraża” je przypisując do dużych projektów, na które chce pozyskać dotacje i które dopiero będą realizowane. Ale z dotacjami jest kiepsko, duże projekty czekają, a zamrożone pieniądze w pośpiechu wydawane są na inne cele. I tak np. we wrześniu 2007 r. fundusze przeznaczone na budowę dróg przerzucono na wymianę okien w przedszkolach i szkołach.
Ranking uwzględnia tylko te dotacje, które fizycznie trafiły do samorządów. Pomija zaś te, które były przyznane, a jeszcze nie wypłacone oraz te, które były dopiero w planach.