Młodzi miłośnicy sportów ekstremalnych z całego województwa będą jutro żegnać w Krężnicy Jarej ich tragicznie zmarłego kolegę, 16-letniego Grzegorza.
Grzegorz ćwiczył le parkour. To wywodząca się z Francji dyscyplina sportu, polegająca na szybkim i efektownym pokonywaniu rozmaitych przeszkód w mieście: skakaniu przez schody, mur, czy też wbieganiu na ściany. W Polsce jest znana od niedawna. W Lublinie ten sport uprawia co najmniej 100 osób. Chłopak uległ śmiertelnemu wypadkowi miesiąc temu wykonując salto do tyłu. - W poniedziałek jego serce przestało bić - mówi pani Anna, matka kolegi Grzegorza. - To był dobry chłopak, jedynak. Miał świadectwo z czerwonym paskiem. Chciał iść do Dęblina na pilota. Koledzy nazywali go Żelek, bo był tak wygimnastykowany.
W piaskownicy przy ul. Leszetyckiego, w której doszło do wypadku, palą się znicze.
Co wieczór ze zniczy znajomi Grześka układają krzyż.
- Nie wolno nam się tu bawić - mówi 8-letni Dawid.
Uprawiający Le parkour przez Internet umówili się na wspólny udział w pogrzebie. Zorganizowali nawet autokar. - Wszyscy, którzy nie mogą jechać, są proszeni o zapalenie świeczek na balkonach w dniu pogrzebu - przyznaje Patryk, jeden z zawodników.