Tajna kancelaria, w której Urząd Marszałkowski przechowuje ważne dokumenty, ma same felery: nie spełnia norm i jest do niej daleko. Wszystko przez to, że marszałek nie może się dogadać z wojewodą.
Tajne kwity Urzędu Marszałkowskiego leżą w pokoju w Teatrze w Budowie przy ul. Skłodowskiej. Marszałek zaadaptował na kancelarię jeden z gabinetów sąsiadującym z Filharmonią Lubelską, jednak pomieszczenie nie spełnia wszystkich norm. - Nie ma tam tak zwanej strefy bezpieczeństwa, czyli oddzielenia miejsca, w którym przechowuje się i czyta dokumenty - przyznaje Marcin Futyma, rzecznik marszałka.
Kancelaria ma też inny feler. Zamiast mieścić się blisko marszałka i jego zastępców, którzy najczęściej z niej korzystają, znajduje się w gmachu odległym o kilkaset metrów od ich gabinetów przy ul. Spokojnej. - Żeby poczytać tajne materiały, marszałek musi po prostu przejść się na ul. Skłodowską - przyznaje Futyma.
Większość tajnych dokumentów trafia do Urzędu Marszałkowskiego od wojewody, który ma siedzibę na tym samym piętrze co marszałek. I znów kłopot - trzeba je transportować z ul. Spokojnej na ul. Skłodowskiej.
Wszystkie problemy zniknęłyby, gdyby Urząd Marszałkowski dogadał się z wojewodą i zorganizował swoją kancelarię przy ul. Spokojnej. - Gospodarzem budynku jest Urząd Wojewódzki. Wielokrotnie prosiliśmy wojewodę o udostępnienie pomieszczenia na tajne dokumenty. Niestety, ten odmawia - narzeka rzecznik marszałka.
Tymczasem ludzie wojewody twierdzą, że na ul. Spokojnej nie ma miejsca na drugą kancelarię (jedną ma już tam wojewoda). - To nie złośliwość. Po prostu brak możliwości lokalowych - mówi Krzysztof Komorski.
Urzędnicy marszałka myślą o jeszcze innym rozwiązaniu - przeniesieniu tajnych kwitów na ul. Lubomelską, do biurowca, w którym urzęduje większość departamentów marszałka. - To wiąże się z dużymi kosztami. Ale najprawdopodobniej to jest jedyne rozwiązanie - mówi Futyma.