Dwa razy dziennie pakują w torby jedzenie i ruszają w trasę po centrum miasta, gdzie dokarmiają bezpańskie koty.
Teresa Sytsałowicz przez wiele lat pracowała w Muzeum Wsi Lubelskiej. Mówi, że największą radość sprawiało jej opiekowanie się zwierzętami, których w Skansenie nie brakuje. - Kiedy przychodziły wycieczki dzieci i młodzieży zwracałam im uwagę na właściwy stosunek do zwierząt, który pokazuje jakimi naprawdę jesteśmy ludźmi - wspomina pani Teresa.
Teraz kobieta każdego dnia dokarmia kilkadziesiąt bezpańskich kotów w okolicach ulic Chopina i Lipowej, gdzie mieszka. Przeznacza na to każdą złotówkę ze swojej niewielkiej emerytury. - Ludzie mnie wyzywają, śmieją się, niektórzy są wręcz agresywni. Przemykam się wieczorami, żeby nie spotkało mnie nic złego.
Takie dramatyczne doświadczenia ma za sobą pani Alicja, która mieszka nieopodal. W listopadzie ubiegłego roku jak zwykle poszła wieczorem nakarmić koty w rozpadających się zabudowaniach przy ulicy Steina. Kiedy schyliła się do tacki z jedzeniem podbiegł do niej młody człowiek, chwycił za ramię i wykręcił rękę. Kobieta podniosła krzyk, a wtedy napastnik zaczął wyzywać ją od najgorszych. - Potwornie się przeraziłam - wspomina pani Alicja. - Myślałam, ze to jakiś złodziej, albo bandyta, a okazało się, że to mieszkaniec ulicy Lipowej, który ma rasowego psa i przeszkadzają mu koty "dachowce”.
Kobieta miała siniaki, nie mogła ruszać ręką. Zrobiła obdukcję lekarską i zgłosiła sprawę na policję. Jednak prokuratura umorzyła sprawę z uwagi na "znikomą szkodliwość społeczną czynu”. Przedwczoraj sąd podtrzymał decyzję prokuratury. - Teraz karmię koty z duszą na ramieniu. Kto wie, co mnie może jeszcze spotkać, skoro ludzie czują się bezkarni? - obawia się pani Alicja.
- Jestem wstrząśnięta tą historią - mówi prof. Halina Kowalska-Pyłka, prezes Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Lubelski Animals. - Znam obie te panie i wiem, że wykonują codziennie heroiczną pracę, żeby zwierzęta nie pozdychały z głodu. To wspaniałe kobiety.
Zdaniem Kowalskiej-Pyłki nie można zostawiać bezpańskich zwierząt na pastwę losu. - Wiadomo, że nie mogą rozmnażać się bez kontroli. Dlatego apelujemy do wszystkich o wyłapywanie kotów i sterylizację ich w lecznicy wskazanej przez Urząd Miejski, który prowadzi bezpłatną akcję. To naprawdę kwestia dobrej woli i zwykłego człowieczeństwa.