Wyższych płac zażądali od władz miasta tzw. niepedagogiczni pracownicy lubelskiej oświaty. To około 2600 osób. Tracą cierpliwość, bo ostatnią podwyżkę dostali trzy lata temu. Ratusz odpowiada: Jesienią okaże się na co nas stać
Teraz pracownicy niepedagogicznie zarabiają średnio 2500 złotych brutto miesięcznie. - Ale podawanie średniej jest niesprawiedliwe - mówi Misiuk. - Dlaczego niesprawiedliwe? Bo to bardzo zróżnicowana grupa, w której są i księgowi, i sprzątaczki. Najsłabiej opłacani "pracownicy obsługowi” dostają wynagrodzenia w granicach płacy minimalnej - dodaje. Najniższe wynagrodzenie to nieco ponad 1200 zł "na rękę” miesięcznie.
Niezadowoleni z zarobków ludzie postanowili zażądać podwyżek. Chcą średnio o 200 zł więcej na etat. Pieniędzy na takie podwyżki nie ma w miejskiej kasie. - Ten budżet jest budżetem, który na to nie pozwala - przyznał Krzysztof Żuk, prezydent Lublina podczas grudniowej sesji Rady Miasta, na której zatwierdzano wydatki na 2014 r.
- Za każdym razem prezydent pokazuje nam różne kosztowne inwestycje i tłumaczy, że nie ma pieniędzy na podwyżki. Inwestycje są potrzebne, ale trzeba też pamiętać o ludziach - mówi Misiuk. Związkowcy nie chcą już biernie czekać na decyzję Ratusza. Przewodniczący "Solidarności” w poszczególnych szkołach, przedszkolach i placówkach opiekuńczo-wychowawczych wystosowali oficjalne pismo do władz miasta. Ostrzegają w nim, że mogą sięgnąć po to, na co pozwala im Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych włącznie”. Nie napisali tego wprost, ale ustawa pozwala im także na strajk.
Na podniesienie płac od lipca o 200 zł miasto musiałoby do końca roku wydać dodatkowe 3,8 mln złotych. Czy takie pieniądze się znajdą?
- Nasze możliwości będziemy znali dopiero we wrześniu - mówi Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, zastępca prezydenta. - Wtedy okaże się jak w praktyce wygląda realizacja dwóch nowych zadań, które doszły nam w oświacie. Po pierwsze, do tej pory musieliśmy zapewniać świetlicę uczniom klas I-III szkół podstawowych, a od tego roku szkolnego już I-VI. Po drugie, do szkół trafi więcej sześciolatków. Dlatego dopiero we wrześniu będziemy wiedzieli, na co nas stać.