Szkolny zwyczaj losowania koleżanek i kolegów, którym później uczniowie mają zrobić mikołajkowe prezenty, budzi kontrowersje wśród rodziców. Mimo że powody niezadowolenia są różne, to zawsze sprowadzają się do pieniędzy
Mikołajki organizowane są w szkołach „od zawsze”. – I zawsze cieszą się ogromną popularnością. Uczniowie już od początku listopada domagają się zorganizowania losowania – przyznaje Marta Sadowska, wychowawczyni klas IV-VIII jednej z lubelskich podstawówek. – Tradycją jest też to, że uczniowie są zawsze z losowania niezadowoleni i rozpoczyna się giełda nazwisk, czyli wymieniania się na losy, tak żeby móc przygotować niespodziankę swojej ulubionej koleżance lub koledze.
Rodzice mają inne powody do zmartwień
– Mam troje dzieci w wieku szkolnym. W klasie każdego z nich ustalono, że na prezent należy wydać od 30 do 40 zł. Oczywiście te pieniądze dzieci biorą od rodziców. W naszym przypadku chodzi o ponad 100 zł. To duża suma, zwłaszcza w okresie zimowym, kiedy trzeba kupować dzieciom zimowe buty i odzież oraz odkładać pieniądze na przygotowanie świąt i kupowanie prezentów w domu – denerwuje się pani Iwona, czytelniczka która zadzwoniła do redakcji, żeby podzielić się swoim problemem. – Dlatego uważam, że mikołajki w szkołach to zły pomysł. Rodziców na nie nie stać.
Niektórzy myślą jednak inaczej
– Dzieci ustaliły z wychowawcą, że mają kupić prezenty do 30 zł – mówi pan Marcin, tata 6-klasisty z Lublina. – Przeszliśmy po sklepach i okazało się, że w tej kwocie nie można kupić nic rozsądnego. Bo składka jest za niska.
– W klasie syna stawka to 25 zł. Kupiliśmy za to komiks i słodycze dla kolegi. Ale z tego, co mówią koledzy syna, wielu z nich kupiło jednak droższe prezenty, nie ograniczając się tą kwotą. I znów zacznie się licytacja, kto dał więcej i pojawią powody do zazdrości. Tak być nie powinno – denerwuje się inna czytelniczka.
– Zanim zaczynamy z dziećmi mikołajkowe losowania, ustalamy wysokość składki na zebraniach z rodzicami. Wtedy jest czas na przekazanie swojego zdania – podkreśla Sadowska. – Nie rozumiem, dlaczego rodzice się potem denerwują i dzwonią do redakcji. Żeby rozwiązać problem, wystarczy porozmawiać z nauczycielem. Zawsze można wypracować wspólne stanowisko.