Jak pan to robi, że ten polonez wygląda prawie jak nowy, mimo że ma 10 lat?
- Trzeba dbać o auto. I tyle. Uważać, żeby nie stuknąć, czyścić, pastować.
Po prostu nie wolno zapuścić samochodu.
A ile pan chce za niego?
- 3000 złotych, ale możemy się dogadać. Ludzie szukają polonezów, szczególnie ci mniej zamożni. Podstawowy warunek to zamontowany gaz. Nie ma tańszego auta w eksploatacji. Mnóstwo ich stoi po krzakach, a więc części są za bezcen. Polonezy
kupują nawet młodzi ludzie. Rachunek jest prosty. Trzy lepsze rowery dla rodziny to 3000 złotych. A jednak zawsze lepiej jeździć samochodem
za takie pieniądze.
A dziewczyny można jeszcze poderwać na \"poldka”?
- Kiedyś tak. Teraz to raczej na BMW. Choć i na poloneza też można próbować.
A miał pan jakąś ciekawą przygodę ze swoim polonezem?
- Kiedyś jechałem do pracy z synem kolegi. Nagle przed kołami przemknął warchlaczek. Maleństwo zaplątało się w krzakach. Zabraliśmy je do worka, aby odwieźć do zagrody myśliwskiej. Wiem, co robić w takich wypadkach, bo jestem myśliwym. Zwierzak był zestresowany, rzucał się i chciał wyjść z worka. I udało mu się. Wskoczył mi na kolana, a ja samochodem wjechałem do rowu. Na szczęście, nic się nie stało. Potem ten dzik - jak gdyby nic - wskoczył na tylną półkę i rył nosem w szmatach, jakby szukał żołędzi. Okazało się, że warchlaczek uciekł z zagrody myśliwskiej. Gdyby nie ten zbieg okoliczności, to pewnie malec by zginął w lesie.