Ruszył proces pięciu mieszkańców Lublina, oskarżonych o pobicie uczestników marszu z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych. Do bijatyki doszło w ubiegłym roku w pobliżu Ogrodu Saskiego.
1 marca ubiegłego roku oskarżeni bawili się w klubie Tektura. W centrum miasta odbywał się też marsz z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych, organizowany przez Obóz Narodowo Radykalny.
Po uroczystościach uczestnicy marszu ruszyli do baru. Około godz. 23.00, w pobliżu Ogrodu Saskiego natknęli się na grupę, która wcześniej bawiła się w Tekturze. Wymiana obelg przerodziła się w bijatykę.
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledztwo zakończyło się w październiku.
Na ławie oskarżonych zasiadło dzisiaj pięć osób. 35-letni Krzysztof L. oraz Mikołaj B. - filozof, Łukasz S. - bezrobotny spawacz, Tomasz P. - zaopatrzeniowiec i Miłosz W. - plastyk i student KUL. Mężczyźni nie przyznają się, do zaatakowania uczestników marszu z pobudek ideologicznych. Zaprzeczają, by używali niebezpiecznych narzędzi. Odmówili składania wyjaśnień przed sądem. Odczytano więc ich wcześniejsze zeznania.
Po zatrzymaniu Krzysztof L. wyjaśniał śledczym, że ochraniacz na zęby i gaz miał dla własnej ochrony. Nikogo nie bił. Jednego z napastników miał potraktować gazem. Potem uciekł. Podczas kolejnego przesłuchania przyznał, że był "czynnym obserwatorem” i uczestniczył w bójce.
Mikołaj B. również nie chciał zeznawać przed sądem. Podczas wcześniejszego przesłuchania wyjaśnił, że tylko przechodził w pobliżu miejsca bójki. Miał przy sobie nunchaku, żeby "praktykować filozofię zen”. Znaleziony przy nim scyzoryk to pamiątka, kominiarka przydawała się na manifestacjach, a gaz miał chronić go przed dresiarzami.
Mikołaj B. przyznał wreszcie śledczym, że razem z kolegami poszedł w pobliże KUL, gdzie czekali na wracających z baru sympatyków ONR. Uczestniczył w bójce, bo członkowie Obozu są "szkodliwi społecznie”. Później Mikołaj B. wycofał się z tych zeznań.
- Uważałem, że to grupa młodzieńców, która chce krzywdzić innych ludzi - stwierdził dzisiaj przed sądem.
Łukasz Sz. odmówił składania zeznań. Przyznał się tylko do udziału w bójce, ale nie z przyczyn ideologicznych.
- Biłem, bo nienawidzę nazistów za ich poglądy - oświadczył podczas jednego z wcześniejszych przesłuchań. Później twierdził, że był to tylko impuls wywołany alkoholem.
Kolejną rozprawę wyznaczono na koniec lipca. Za pobicie z powodu przynależności politycznej grozi do 5 lat więzienia. Atak z użyciem niebezpiecznego narzędzia wiąże się z o 3 lata dłuższą karą.