Miejski monitoring pomoże wyjaśnić tajemniczą sprawę znaków sprzed Centrum Kultury. Do jednego przyznaje się miasto. Ale kto postawił drugi?
Zaraz później na miejscu stałymi gośćmi stali się strażnicy miejscy, którzy witali kierowców łamiących zakaz. Magistrat zastrzegał równocześnie, że od zakazu nie ma żadnych wyjątków, nawet dla pracowników Centrum Kultury. – Nikt nie może tu wjeżdżać. Droga dla Centrum Kultury jest wyznaczona od strony ul. Karłowicza.
Ale kilka dni później kilka dni metrów za zakazem ruchu stanął „zakaz wjazdu” z tabliczką, że nie dotyczy on „osób uprawnionych (niepełnosprawnych i pojazdów CK)”.
Tak powstał drogowy absurd. Bo skoro na plac w ogóle nie można wjeżdżać, to nie można dojechać do znaku pozwalającego na dalszą jazdę „osobom uprawnionym”, o ile o jakimkolwiek pozwoleniu można mówić, jeśli wcześniejszy znak zakazuje ruchu na całym placu.
O co w tym wszystkim chodzi? – Nie wiemy nic o tym drugim znaku, o zakazie wjazdu – mówi Anna Machocka z Biura Prasowego Ratusza. – Został on postawiony bez wiedzy zarządcy drogi.
– Obowiązujący i rygorystycznie egzekwowany jest pierwszy znak, czyli „zakaz ruchu”. Drugi zostanie niezwłocznie usunięty – zapewnia Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.
Wczoraj nikt nie umiał nam wyjaśnić, skąd przy Centrum Kultury wziął się drugi znak. Wiadomo, że teren przed odnowionym budynkiem jest strzeżony przez kamery. A montaż znaku nie trwa chwilę, bo trzeba wykopać dół w ziemi i zabetonować przyniesiony tu, całkiem pokaźny słupek.
– Ale miejsce, w którym został ustawiony znak nie znajduje się w zasięgu monitoringu – odpowiada rzecznik Straży Miejskiej. – Będziemy natomiast sprawdzać zapisy z innych kamer
zamontowanych w pobliżu. Być może uda się dostrzec kogoś, kto przyniósł ten znak, lub przywiózł go tu samochodem.