Albo w Luksemburgu. Bo co w takich krajach mogą robić dziennikarze? Ileż można pisać o pogodzie? Albo o pomysłach
na wydawanie pieniędzy, jakie mają tamtejsi bogaci emeryci?
Albo pławiące się w dostatkach pielęgniarki?
Tam politycy zajmują się swoją pracą i afery zdarzają się mniej więcej raz na 109 lat. Tam nikt się politykami nie interesuje.
Nie to, co u nas. Dlatego jestem szczęśliwy, że jestem dziennikarzem w Polsce.
Wstaję rano i od razu wspaniała wiadomość: Andrzej Lepper napisał książkę!
O czym? O polityce. Oskarża wszystkich o złodziejstwo, łapówkarstwo i inne takie. Ale najważniejsze jest to, jak Przewodniczący Lepper książkę napisał.
Otóż w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” powiedział, że nie ma dowodów na swoje oskarżenia. I żeby uniknąć procesów sądowych, to on nie podaje faktów, tylko... „najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń opartą na zasadzie racjonalności”. Coś pięknego.
W końcu Pierwszy Farmer Rzeczpospolitej dodaje, że on tylko zbierał materiały, a sztab ludzi pozbierał to wszystko do kupy i napisał książkę. Książkę, którą Lepper określił mianem literatury sensacyjnej faktu. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
Szwajcarzy nie mają takich fajnych książek. I nie mają takich kandydatów na prezydenta jak my.
Właśnie się dowiedziałem, że wraca Stan Tymiński. Powiedział, że wie, jak wygrać wybory. I że musi odbić kraj z rąk naszych dawnych wrogów. Cokolwiek miałoby to znaczyć.