Święty Mikołaj ma 300 lat, mieszka w Piłatce, małej wsi nieopodal Janowa Lubelskiego i nie roznosi żadnych prezentów.
Mikołaj stoi w nowej murowanej kapliczce. Pozostałości po starej, drewnianej, zostały kilka lata temu spalone, a popiół i drzazgi rozrzucono po okolicznych polach. - Zgodnie z nakazami księdza. To przecież było poświęcone drewno, nie mogliśmy go tak po prostu wyrzucić - wyjaśnia Jan Mazur.
Wszyscy wyszykowani
- Nie było nic bardziej emocjonującego. Wszyscy wyszykowani jak do kościoła i ta niezwykła atmosfera. To już tyle lat temu, a ja ciągle pamiętam - wspomina Czesława Szczepańska. Pani Czesława jako dziecko mieszkała w Piłatce. Zaraz po wojnie jej rodzina zmieniła adres. Teraz ma gospodarstwo w Jaszczowie pod Łęczną. Ale chodzenie do świętego po prezenty wspomina do dziś.
Czapki i szaliki
Wszyscy byli biedni, więc dzieci dostawały robione na drutach rękawiczki, jakieś czapki i szaliki. Zabawki? Bardzo rzadko. Pamiętam młodszego brata, który dostał drewnianą bryczkę i konie... Jaki był dumny i szczęśliwy - pani Czesława kilka lat temu z rodziną wybrała się do Piłatki w odwiedziny do niezwykłego Mikołaja.
Kapliczka stoi u Jana Mazura. Trzy lata temu figura świętego została przeniesiona do nowej, murowanej. I zamiast w lipach i bzach stoi za płotem. - Nie mam pojęcia skąd się ta figura wzięła. Może dziadek gdyby żył, to by coś powiedział, bo to jego gospodarstwo było, ja tu od 10 lat mieszkam - mówi Jan Mazur, wnuk Jana Mazura i prawnuk Jana Mazura. - Stara kapliczka była już bardzo zniszczona, to wymurowaliśmy nową. O prezentach pod Mikołajem nie słyszałem, ale ze światłem do dziś ludzie przychodzą. Czasami do samej Wigilii lampki się palą. Trzeba pytać starszych we wsi, może oni coś będą pamiętać.
Wyścig ze światełkiem
Pani Janina chodziła ze światełkiem do kapliczki Mikołaja, ale prezentów tam nie dostawała. - Biegło się z lampką. Po powrocie pod poduszką czekał prezent. Taki był efekt tych spacerów i tych lampek - śmieje się. I dodaje, że większą moc miały lampki robione własnoręcznie a nie te ze sklepu. Mama pani Janiny w musztardówkę albo mały słoiczek lała stopione masło, a knotem był leszczynowy patyczek.
Wśród mieszkańców Piłatki do dziś panuje przekonanie, że kto pierwszy zapali światełko przy kapliczce, temu będzie się wiodło przez cały rok. Dlatego sąsiedzi wręcz prześcigają się, który pierwszy tuż po północy zapali swoją lampkę.
- Tylko raz mi się udało i byłem pierwszy - wspomina Edward Mazur, ojciec Jana Mazura. - Wyglądałem przez okno i patrzyłem na zegarek. Jak tuż po północy zobaczyłem, że sąsiad wychodzi z domu, to szybko pobiegłem zapalić swoją świeczkę. Nie narzekam, cały rok był spokojny.