Przyjeżdżają tu z całej Polski. Głównie po to, żeby dokończyć walkę z nałogiem i nabrać sił przed powrotem. Pomagają im w tym modlitwy, klimat i świeccy specjaliści, którzy współpracują z ośrodkiem.
d
Maria Chruścielewska co jakiś czas odwiedza Nałęczów. Żeby zobaczyć, co się zmieniło. Jest historykiem sztuki po KUL i interesują ją głównie domy.
– Właśnie się zastanawiałam, do kogo należy ten dom. Najpierw
myślałam, że to jacyś nowobogaccy się wprowadzili.
Bo widziałam, jak dwóch ludzi podniosło papierek i, zamiast powędrować z nim do kosza, to wyrzucili go na sąsiednie podwórko – opowiada historyczka. – Ale pan mówi, że to dom dla księży z problemami alkoholowymi?... Cóż, nie dziwi mnie to.
Ludzi, którzy mieszkają w najbliższym sąsiedztwie Domu Rekolekcyjnego „Przemiana i Trwanie”, również to nie dziwi. Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia.
Coś w tym jest
Dom Rekolekcyjny to niewielki dworek w centrum Nałęczowa. Zadbany, otoczony zielonymi skwerami. I solidnym ogrodzeniem.
• Co się tutaj dzieje? – pytamy księdza spacerującego po alejkach.
– Księża tu sobie przyjeżdżają. Ja tutaj mam rekolekcje... – odpowiada i pomału wycofuje się w stronę drzwi.
• A ksiądz słyszał, co ludzie mówią o pensjonariuszach tego domu?
– Taaa... Coś w tym jest. Księża przyjeżdżają tu na kilka, kilkanaście dni. Po spokój i odpoczynek. Ale ja nie przyjechałem tu z tym – podkreśla ksiądz z naciskiem – problemem. Jacyś specjaliści też tutaj się pojawiają. A to ktoś z Lublina, a to z Warszawy. Ale ja tu krótko jestem. Niewiele wiem. A nie ma księdza, który tym wszystkim zawiaduje – dodaje i kończy rozmowę.
Ale są inni, którzy wiedzą całkiem dużo o tym, co się dzieje w tym domu. – Byłem tam kiedyś – mówi nam ksiądz Marek. Od razu zaznacza, że nie powie wszystkiego, co wie. Ucina też pytania dotyczące powodów jego pobytu. – Byłem, i już. To miejsce, w którym księża przechodzą raczej rehabilitację po leczeniu. Kiedyś było tam więcej duchownych. Od pewnego dnia przyjeżdża ich trochę mniej.
Mniej to, jak się okazuje, kilka osób. Przyjeżdżają do Nałęczowa z całego kraju i
w spokoju dochodzą do siebie.
W środku nie ma, oczywiście, żadnego alkoholu. Większość spraw jest załatwianych i rozwiązywanych za murami czerwonego dworku.
– Wszystko we własnym zakresie – wspomina ksiądz Marek. – Z tego, co wiem, to czasami zaglądała też gosposia.
• W jakich warunkach księża „przechodzą rehabilitację”?
– Jeżeli pyta pan o pokoje i wyobraża pan sobie, że wyglądają jak w izbie wytrzezwień, to się pan myli. Żadnych gołych ścian czy łóżek z pasami. To normalne pokoje: łóżko, szafka, itd. Tu chodzi po prostu o spokój i odizolowanie się od świata zewnętrznego. I modlitwę – podkreśla ks. Marek. – Powiem tylko, że niektóre metody walki z nałogiem nie do końca były chyba zgodne ze sztuką leczenia uzależnienia.
W najbliższym sąsiedztwie Domu Rekolekcyjnego jest kilka posesji. Zadbane, ogrodzone, z dala od zgiełku dzisiejszych czasów.
– To bardzo miła okolica – podkreśla pani Agnieszka. – I księża tego nie zmieniają. Przecież nie rozrabiają, ani nie hałasują. Jedyne, co słychać z tego domu, to
pieśni religijne i modły.
Często też pracują w ogrodzie.
Nic dziwnego. Prawie każdy specjalista od uzależnień potwierdzi, że to doskonała pomoc w walce z nałogiem.
– Ja tu już długo mieszkam i, szczerze mówiąc, nie bardzo pamiętam, kiedy księża się pojawili. Znałam jeszcze poprzednią właścicielkę tego domu. A czy mnie dziwiło, że to tacy księża z problemami? Ksiądz też człowiek i może mieć problemy. Ja jestem w stanie zrozumieć słabostki. Owszem, sporo ich tutaj przyjeżdża, ale w końcu gdzie mają przyjeżdżać?
No właśnie.
Zaglądamy do pobliskiego sklepiku.
– U mnie zakupów nie robią – mówi Wiktor Flis, właściciel sklepu. – Po piwo też nie przychodzą – dodaje po chwili namysłu.
• A ktoś się nimi interesuje, pyta o nich?
– A pewnie, że tak! Przecież tu sporo kuracjuszy przyjeżdża. Siedzą w tych pensjonatach i prędzej czy później dowiadują się o tych księżach. I wtedy zaczynają wypytywać o szczegóły. A kto, a ilu, a czy wszyscy pili... Jedni się śmieją, inni oburzają.
A jeszcze inni są zaszokowani.
– Ja tam nie jestem jakimś fanatykiem religijnym, Radia Maryja nie słucham. Ale jak mi powiedzieli o tych księżach, to zdębiałem – mówi Tomasz, trzydziestolatek z Lublina. W Nałęczowie ma rodzinę, więc czasami zagląda do miasta. I dowiaduje się różnych ciekawostek z życia Nałęczowa. – Polska to bardzo katolicki kraj. Księża mają tu bardzo wysoką pozycję. I byłem zdziwiony... No, niby każdy może mieć problem z alkoholem. Ale żeby specjalny dom?! A podobno to całkiem sporo księży się przewinęło przez ten ośrodek.
Chodzą po „cywilnemu”
Próbowaliśmy się skontaktować z księdzem Stanisławem Korżą, twórcą ośrodka. Mimo kilku rozmów telefonicznych i próśb o spotkanie, cały czas słyszeliśmy tylko, że: później, za parę dni, za parę tygodni... I w ogóle, że są na świecie większe problemy...
– Przyjezdni się czepiają i tyle. A u księży cisza i spokój. I posprzątane zawsze mają – podkreśla Ewa Smykla, pracownica nałęczowskiej szkoły. – A ksiądz też człowiek i może mieć chwile słabości.
– Ja ich często widuje wieczorem – opowiada Wiktor Flis. – Chodzą na spacery z psami. Bo tam całą psiarnię mają. Ale chodzą w „cywilnych” ubraniach.