Rolnicy z powiatu bialskiego mają już dość pustych obietnic rządu ws. walki z afrykańskim pomorem świń. We wtorek tylko spowalniali ruch na krajowej „dwójce”, ale grożą, że całkowicie zablokują drogi
W powiecie bialskim stwierdzono do tej pory pięć ognisk afrykańskiego pomoru świń (ASF), pierwsze z nich w połowie sierpnia. – Od dwóch miesięcy usłyszeliśmy sporo obietnic, ale żadnych konkretów. Nie wiemy, co będzie jutro, a świnie cały czas rosną – alarmuje Mariusz Jeżewski, hodowca z Witoldowa (gm. Konstantynów).
– Nie możemy nic zrobić. Zakłady mięsne nie odbierają od nas tuczników. A chlewnie nie są z gumy. Nie wiemy, czy będziemy dalej mogli się zajmować hodowlą, czy może czas się przebranżowić. Ale to przecież ogromne koszty – zwraca uwagę Robert Janczuk z Pojelec (gm. Biała Podlaska).
Rolnicy stracili cierpliwość i wczoraj wyjechali ciągnikami na krajową „dwójkę”, spowalniając ruch na 12 godzin. Jeździli kolumnami z Białej Podlaskiej do Międzyrzeca Podlaskiego i z powrotem. Policja wyznaczyła objazdy. – Nie chcemy utrudniać innym życia, ale niech rząd wreszcie zauważy, że my tutaj, na wschodzie, chcemy produkować i żyć – podkreśla hodowca z Pojelec. – Chcemy, aby rząd nam zagwarantował, że zdejmie tę nadwyżkę przerośniętych tuczników – dodaje Janczuk.
Hodowcy podkreślają, że to „zdejmowanie” nie bardzo rządowi wychodzi. Do tej pory wyznaczony został tylko jeden na trzy województwa zakład do skupu interwencyjnego – w Kosowie Lackim. Z powiatu bialskiego pojechało tam jak na razie 2 tys. sztuk świń. W tym tygodniu pojedzie kolejne kilkaset. Ale potrzeby są znacznie większe – z szacunków wynika, że do natychmiastowego zdjęcia jest 10 tys. przerośniętych tuczników.
– Problem narasta. Bo jeden zakład wyznaczony do skupu nie jest w stanie przyjąć całej nadwyżki z naszego regionu. A obiecywali nam, że tę nadwyżkę zdejmą i zapłacą. Nie robią tego. Dlatego wychodzimy na ulicę – stwierdza Jeżewski.
Z rolnikami solidaryzują się władze powiatu bialskiego. – Nie dziwię się, że tracą cierpliwość, gdy nie ma działań ze strony resortu rolnictwa – mówi Mariusz Filipiuk, starosta bialski (PSL). Na czwartek ma już umówione kolejne spotkanie z ministrem Krzysztofem Jurgielem.
– ASF to miliony złotych strat dla polskiej gospodarki. To dotyczy nas wszystkich. Nasz samorząd zrobił już wiele, ale nie mamy aż takich instrumentów, żeby rozwiązać problem – nie ukrywa z kolei radny powiatowy Marek Sulima (PSL).
– Jeżeli protest nie przyniesie efektów, to go zaostrzymy. Wtedy będzie większa blokada na drogach – zapowiada Robert Janczuk.
Tymczasem biuro prasowe Ministerstwa Rolnictwa w odpowiedzi na pytanie w sprawie wtorkowego protestu przysłało nam niemal identyczne stanowisko, co kilka dni temu. Czytamy w nim m.in., że są „prowadzone procedury w celu pozyskania dalszych środków finansowych na zapewnienie skupu, po cenach rynkowych, około stu tysięcy sztuk trzody chlewnej...”.
– Przez ostatnie lata politycy PiS-u bardzo lubili lansować się na tego typu protestach. Teraz, gdy muszą rozwiązywać realne problemy, nagle zapomnieli o cudownych receptach na uzdrowienie sytuacji w rolnictwie. W sprawie ASF przyjmowane są kolejne rozporządzenia i ustawy, ale to w żaden sposób nie pomaga rolnikom dotkniętym epidemią. Najwyższy czas stanąć z problemem twarzą w twarz – komentuje poseł Stanisław Żmijan z PO.
Pozyskiwane w skupie interwencyjnym świnie można by przerabiać na konserwy. Gdy skup nie działa, trzodę trzeba prewencyjnie wybijać i utylizować. Taki los czeka dziś 250 tuczników z Droblina w pow. bialskim, gdzie do tej pory wykryto cztery ogniska ASF. Za zutylizowane świnie rolnicy mają dostać odszkodowania w wysokości cen rynkowych.