

Najbardziej jestem dumna z naszej, lublinian, otwartości. Jesteśmy w niej naturalni i – przepraszam za patos, ale nie znajduję lepszego słowa – światowi. Ta otwartość i światowość ma dla mnie szerszy wymiar, bardziej pragmatyczny. Oznacza Dworzec Metropolitalny i Lotnisko w Świdniku.

Lubelski deptak, zdrój Koziołek. Mój przyjaciel Emmanuel, pochodzący z Zimbabwe, nachyla się, by napić się wody z poidełka. Podchodzi do niego młody chłopak, na lekkim rauszu, zagaduje i obejmuje go ramieniem – może zbyt mocno. Stojąca niedaleko kobieta podbiega do chłopaka, odciąga go od Emmanuela, gotowa bronić obcokrajowca.
Wszystko dzieje się w sekundę, to spontaniczny odruch. Widzę w nim życzliwość, otwartość, szacunek. I jasny komunikat dla naszych gości: U nas jesteście mile widziani, u nas jesteście bezpieczni.
Jestem z nas dumna.
Odwożę Nancy i Maret na Dworzec Metropolitarny, stąd mają autobus na Okęcie. Nancy jest pisarką. Urodziła się w Nigerii, wychowała w Arabii Saudyjskiej, a dziś mieszka w Budapeszcie. Maret pochodzi z Laponii, mieszka w Genewie, jest naukowcem. Obie młode kobiety dużo jeżdżą po świecie. W Lublinie były pierwszy raz.
Jedziemy ulicą Dworcową. Przed nami oba dworce: PKP i PKS. Nancy zachwyca się zestawieniem obu budowli: zabytkowego Dworca PKP i modernistycznego Dworca Metropolitalnego: - Pięknie, eklektycznie! Idealna kompozycja!
Ja jestem zadowolona, bo bez problemu znajduję wolne miejsce na parkingu podziemnym. Windą wjeżdżamy na górę, idziemy do głównej hali. Jest świetliście, przestronnie, czysto.
Na zewnątrz Maret zachwyca się ogrodem wertykalnym na ścianie dworca. Dostrzega też inne rozwiązania wpisujące się w eko-trendy w architekturze. Zatrzymuje się na dłużej przy ażurowych kolumnach: – Widziałam podobne na lotnisku w Singapurze. Genialny design – mówi. – Ten dworzec to perełka.
Chwila przed odjazdem. Dziewczyny doładowują komórki, łączą się z siecią. Oznaczenia na peronach są czytelne, autobus przyjeżdża o czasie.
Jestem dumna.
Jacopo jest Włochem, mieszka w Wiedniu. Też miał jechać z Lublina na Okęcie, ale kiedy dowiedział się, że może od nas polecieć bezpośrednio do Rzymu, postanowił zahaczyć o rodzinne strony. Odwożę go do Portu Lotniczego Lublin. W 15 minut jesteśmy na miejscu, błyskawiczna odprawa. Jacopo jest zachwycony. - W Rzymie będę szybciej niż Warszawie! - pisze do mnie już z samolotu.
A ja jestem dumna.
Port Lotniczy Lublin to dla mnie miejsce szczególne. Przez lata pisałam o determinacji naszych władz samorządowych w dążeniu do budowy portu. Od momentu, gdy jego lokalizacja miała być w odległej o 40 km od Lublina Niedźwiadzie, aż po lądowanie jednego z największych samolotów na świecie An-124 Rusłan. Droga do tego momentu była kręta i wyboista. Las pełen niewybuchów, kolonia susła perełkowanego, batalia o unijne pieniądze…
A jednak powstało. Proste i nowoczesne, kompaktowe i wygodne. Otworzyło nam wiele drzwi, dało wiatr w żagle. Nie wiem, jak by dziś wyglądała Specjalna Strefa Ekonomiczna, czy mielibyśmy kolejne rekordy w liczbie turystów, czy byliśmy Europejską Stolicą Młodzieży 2023 i wreszcie Europejską Stolicą Kultury 2029.
Nie, nie byłoby tego wszystkiego i nie byłoby mojej dumy, którą czuję za każdym razem, gdy pokazuję Lublin gościom, gdyby nie lotnisko, dworzec, stadion i wiele innych. I gdyby nie nasze aspiracje. To aspiracje zbudowane na marzeniach, wizji i odwadze. Na różnorodności i otwartości na świat. Na wspólnym działaniu.
Tak, Lublin to miasto aspiracji. Spełnionych aspiracji. I z tego jestem dumna.
