Jeśli Mateusz Żukowski żyje, ma dziś 21 lat. Ojciec zaginionego 11 lat temu dziecka uważa jednak, że zostało zamordowane. Celem jego życia jest odnalezienie ciała syna. Pomaga mu tajemniczy sponsor, który za informację o chłopcu zaoferował 100 tys. euro.
Był 26 maja 2007 roku. 10-letni Mateusz Żukowski z Ujazdowa (gm. Nielisz) bawił się z kolegami na dworze. Do domu już nie wrócił. Jego ubranie znaleziono nad Wieprzem, kilkadziesiąt metrów od rodzinnego domu.
– Koledzy syna zmieniali zeznania. Mówili różne rzeczy. Teraz to już dorośli ludzie. Mówić nie chcą. Unikają spotkań ze mną – przyznaje Andrzej Żukowski, ojciec chłopca. – Zresztą nie wiem, czy chciałbym z nimi rozmawiać. Nie wiem, czy nie poniosłyby mnie nerwy.
Dziś ojciec Mateusza nie ma już nadziei na to, że jego syn żyje.
– Wszystko wskazuje na to, że doszło do jakiegoś wypadku koło tutejszego pałacu – podejrzewa. – Ciało pewnie zostało ukryte. Muszę je odnaleźć i pożegnać się z synkiem. Przez te lata nic się nie zmieniło. Żal i smutek są takie same. To nieprawda, że gorzej jest w święta, czy w jego urodziny. Zawsze jest źle. Zawsze w człowieku jest ten ból.
Rodzina chłopca robiła wszystko, co w jej mocy, by odnaleźć 10-latka. Sprawą zajmowało się kilku jasnowidzów, radiestetów i wróżbitów. Badał ją też prywatny detektyw. Śladem po ich pracy jest dziś zlicytowany przez komornika dom oraz ponad 80 tys. długu, jaki wciąż do spłacenia ma pan Andrzej.
Żadna z przekazanych przez nich informacji nie potwierdziła się. Ciała nie było ani w rzece, którą przeszukiwano aż 17 razy, ani w ziemi. Wskazane przez jasnowidzów miejsca ukrycia zwłok przebadano georadarem. Bez efektu. Nie potwierdzono też informacji, że chłopiec został wywieziony do Niemiec.
Teraz sytuacja może się zmienić, bo ufundowano 100 tys. euro nagrody dla osoby, która przyczyni się do odnalezienia Matusza – żywego lub martwego. Albo dla człowieka, który wskaże sprawcę jego zaginięcia.
Wcześniej nagrodę w znacznie jednak mniejszej kwocie ufundował wójt gminy Nielisz. Wtedy nikt się nie zgłosił. Czy zrobi to teraz?
– Mam nadzieję, że tak wysoka kwota skłoni ludzi do mówienia. To mnóstwo pieniędzy – uważa pan Andrzej. – Zresztą ludzie już wydzwaniają do darczyńcy w tej sprawie.
Próbowaliśmy się skontaktować i my. Bezskutecznie. Połączenie nie zostało nawiązane.
– Nie wiem, dlaczego. Ja do niego nie dzwoniłem, bo korzystamy z komunikatora internetowego – przyznaje tata Mateusza. – Ale nagroda jest pewna! Ten pan pochodzi z Wrocławia, ale od lat mieszka w Niemczech. Poznaliśmy się tuż po zaginięciu Mateusza. On pomagał mi wtedy w różnych poszukiwaniach. Teraz ufundował nagrodę. To bardzo wrażliwy człowiek. Chce pomóc.
O nagrodzie nie wie też policja. – Wciąż prowadzimy tę sprawę – podkreśla asp. Dorota Krukowska-Bubiło z Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. – Poszukiwania nie zostały zakończone. O nagrodzie nic nie słyszeliśmy, ale też rodzina nie miała obowiązku informować nas o tym.