
Najwięcej problemów miała z dotarciem do dokumentów o ucieczce francuskich jeńców z obozu w Zwierzyńcu. Żałuje, że przed wojną zniszczyliśmy na tym terenie wiele zabytkowych cerkwi. To jednak wciąż miejsce, gdzie warto spędzić wolny czas.

Zdradzi pani jakie to tajemnice kryją Zamojszczyzna i Roztocze?
- Jest ich wiele. To np. związek Józefa Piłsudskiego z dyrektorką Żeńskiej Szkoły Rolniczej w Sitnie Wandą Popławską? Dlaczego meteoryt znaleziony w Zakłodziu wzbudził w świecie naukowym tyle kontrowersji? Co robił w pałacu Fudakowskich w Krasnobrodzie prezydent Ignacy Mościcki? Dlaczego kręcony w Szczebrzeszynie film „Kardiogram” był przełomowy dla polskiej kinematografii? Czy dowiemy się kiedyś, kto ukradł dwa obrazy Tintoretta z kościoła w Tarnogrodzie? Właściwie każdy rozdział to jakaś zagadka, a książka składa się z 31 rozdziałów. Zamojszczyzna i Roztocze to tajemnicze, nie do końca poznane krainy. Wiele się tu działo, ale tylko nieliczne z tych fascynujących historii ujrzały światło dzienne. Dlatego postanowiłam przybliżyć je czytelnikom.
Z jaki sekretem było najwięcej problemów?
- Trudnym zadaniem było znalezienie materiałów dotyczących niemieckiego obozu dla francuskich jeńców wojennych w Zwierzyńcu. Obóz ten był oddziałem stalagu 325 w Rawie Ruskiej. Macierzysty stalag doczekał się wielu publikacji, podczas gdy o zwierzynieckim oddziale polskie źródła wspominają zdawkowo, pisano o tym głównie we Francji. Duży wpływ na taką sytuację miał fakt, że oddział stalagu funkcjonował krótko, a potem w tym samym miejscu Niemcy ulokowali obóz przejściowy dla wysiedlanej ludności Zamojszczyzny. Zwierzyniec identyfikowany jest więc z tym właśnie obozem przejściowym. Był też problem z odtworzeniem historii aresztowania i procesu zakonników z klasztoru w Radecznicy w 1951 roku. W tym przypadku nieocenione okazały się materiały lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Kiedy natomiast poszukiwałam szczegółowych informacji na temat działalności przedwojennej Żeńskiej Szkoły Rolniczej w Sitnie, wsparł mnie obszernym materiałem Wojewódzki Ośrodek Doradztwa Rolniczego w tymże Sitnie, który kultywuje pamięć o placówce działającej niegdyś w tym miejscu.
Najbardziej barwna z opisywanych postaci, to...
- Pisałam o wielu barwnych postaciach związanych z Zamojszczyzną i Roztoczem, takich jak Isaac Singer, Karol Namysłowski, Marek Grechuta, Mieczysław Kosz, Wanda Popławska, Stefan Miler. Moim numerem 1 na tej liście jest Bolesław Leśmian, człowiek o rozwichrzonej, artystycznej osobowości, rozdarty między żoną a kochanką, genialny poeta próbujący pogodzić pisarstwo z zawodem notariusza, bo z pisania nie mógł wyżyć i utrzymać rodziny. Zamieszkał w Zamościu w związku z otrzymaniem posady w sądzie, ale szczerze nie cierpiał tego miasta. Uważał, że prowincja go tłamsi, często uciekał do Warszawy, gdzie odżywał w stołecznej atmosferze. Był mistrzem wyłudzania zwolnień lekarskich i wymyślania powodów uzasadniających wniosek o urlop. Wyjeżdżał na południe Europy, gdzie prowadził światowe życie i namiętnie grał w ruletkę, licząc na wielką wygraną. Marzył o mieszkaniu w Warszawie. A kiedy już los się do niego uśmiechnął i jako członek Polskiej Akademii Literatury zamieszkał w Warszawie, zmarł dwa lata po przeprowadzce z Zamościa. Paradoksalnie jego wiersze z czasów zamojskich są bodaj najlepsze z całej twórczości.
Czy na Roztoczu lub Zamojszczyźnie są ciekawe miejsca, omijane przez szlaki turystyczne?
- Zaskoczył mnie Frampol, miasto wpisane w geometryczną siatkę kwadratów i linii prostych. Kaprys założyciela miejscowości, hrabiego Marka Antoniego Butlera sprawił, że rozplanowanie ulic i zabudowy jest tak wyjątkowe. Przysporzyło to Frampolowi poważnych problemów, o czym piszę w książce. Inne nieoczywiste miejsce to zamojska dzielnica Nowe Miasto. W latach 70. minionego wieku władze PRL realizowały tu eksperyment budowlany, mający odpowiedzieć na pytanie, czy da się w Polsce budować szybko, efektywnie i nowocześnie. Powstało nietypowe, unikalne w skali kraju osiedle, które ma swoje ważne miejsce w historii polskiej architektury. Zaskoczyła mnie też Zagroda Guciów, która kojarzy się ze skansenowym klimatem i etnografią. Odkryłam w tych regionalnych chałupach świat sprzed milionów lat. Tak bogatych zbiorów geologiczno-paleontologicznych nie powstydziłoby się niejedna placówka muzealna. Odcisk stopy dinozaura, monstrualny amonit o metrowej średnicy, cała kolekcja gigantycznych belemnitów, skamieniałe rośliny, kości plejstoceńskich ssaków, krzemienne narzędzia naszych praprzodków, a do tego meteoryty z całego świata. To prawdziwe muzeum pod strzechą. Podziwiam pasjonata Stanisława Jachymka, który to wszystko mozolnie zgromadził i pięknie o swoich zbiorach opowiada. Zazdroszczę też trochę, bo sama zbieram skamieniałości, ale mam ich znacznie mniej.
Czy jest jakaś historia, która nie przynosi temu regionowi chwały?
- Nie tylko temu regionowi. Całej Polsce nie przynosi chwały. To jedna z najczarniejszych kart historii naszego kraju. Chodzi o tzw. akcję polonizacyjno-rewindykacyjną, przeprowadzoną w 1938 roku na wschodnich terenach Rzeczpospolitej. Próbowano ograniczyć wpływy prawosławia w tym rejonie. Metody były drastyczne, burzono cerkwie na oczach zrozpaczonych wiernych, a wszelki opór tłumiony był przez wojsko bagnetami. Doszło nawet do próby rozbiórki zabytkowej cerkwi w Szczebrzeszynie. Na szczęście zainterweniował u konserwatora zabytków dyrektor miejscowego szpitala i znany regionalista Zygmunt Klukowski. W wyniku akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej zniknęło z pejzażu Roztocza i Zamojszczyzny wiele starych cerkwi wraz z zabytkowym wyposażeniem. Nic nie dały protesty wysyłane przez hierarchów Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce do premiera. Rząd polski pozostał głuchy na wszelkie protesty, a krytykę prasową usiłował wyciszyć, strasząc dziennikarzy represjami. To była najsmutniejsza historia, jaką przyszło mi opisać.
Może coś z przeciwnego bieguna emocji?
- Uśmiałam się pisząc o wydarzeniach, które działy się w zamojskim Ogrodzie Zoologicznym. Opowieść o oswojonym wilku, który zapolował na futrzaną czapkę pewnego wizytatora szkolnego czy o niedźwiedziu, który zjadł skórzaną teczkę mężczyzny, stojącego zbyt blisko klatki, należą do moich ulubionych. W tej teczce były ważne dokumenty bankowe; dla jej właściciela sytuacja zatem wcale nie była śmieszna. Za sprawą mieszkańców ZOO cały Zamość przeżywał niezwykłe przygody. Kiedy z klatki uciekły lisy, łapało je 400 uczniów zwolnionych z lekcji. A kiedy uciekły i rozbiegły się po mieście niedźwiedzie, ludzie w popłochu chowali się w katedrze. Była też lwica na sesji rady miasta i wielbłąd w pochodzie pierwszomajowym. Tragikomiczna jest historia ekipy geologów, która w latach 60. ubiegłego wieku zgubiła na terenie Roztocza pojemnik z radioaktywnym kobaltem, służącym do badań geofizycznych. Poszukiwania zguby zmobilizowały wojsko i milicję całego województwa lubelskiego.
Roztoczańskie klimaty, których już nie ma?
- To oczywiście Zwierzyniec i jego przedwojenne, bogate życie kulturalno-towarzyskie, związane z siedzibą Ordynacji Zamojskiej. Liczna grupa pracowników administracji ordynackiej wiodła tam ciekawe życie, uczestnicząc w balach, koncertach, przedstawieniach, rautach, polowaniach, uprawiając sporty wodne i łyżwiarstwo. Przewinęła się w tym czasie przez Zwierzyniec plejada barwnych postaci tamtych czasów, takich jak choćby Józef Potocki, który jako naczelnik wydziału lasów, który swoją rozrzutnością nieomal doprowadził ordynację do bankructwa. Inny bon-vivant i utracjusz to zatrudniony jako plenipotent Karol Zdziechowski, brat ówczesnego ministra skarbu Jerzego Zdziechowskiego. Odwiedzała Zwierzyniec Maria Szczepańska, czyli późniejsza znana pisarka Maria Kuncewiczowa, która przyjeżdżała na wakacje do starszego brata Aleksandra, pracującego w administracji ordynacji. Ciekawą postacią był sam ordynat Maurycy Zamoyski, który nadawał ton życiu towarzyskiemu osady. To on wprowadził modę na plażowanie i kąpiele w stawie Echo, postawił pierwsze kabiny kąpielowe i trampolinę. Cały ten barwny świat przestał istnieć wraz z wybuchem II wojny światowej. Ale warto sobie o nim przypomnieć, czytając „Sekrety Zamojszczyzny i Roztocza”.
Z CV AUTORKI
HANNA PAWŁOWSKA urodziła się w Puławach w 1955 roku. Jest absolwentką LO im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Studiowała filologię klasyczną i pedagogikę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pracowała w redakcji „Tygodnika Płockiego”, „Nowego Tygodnika Płockiego” , „Kuriera Mazowieckiego”, „Wiadomości Dnia” i „Dziennika Łódzkiego”, specjalizując się w reportażu społecznym. Była redaktor naczelną „Nowego Tygodnika Płockiego”. Po trzydziestu latach wróciła do Puław i zajęła się pisaniem książek. Wydała książki: „Liście jednego drzewa”, „Jagódka”, „Puławskie korzenie”, „Pismaczka”, „Sekrety Kazimierza Dolnego”.
WYDAWNICTWO Z 30-LETNIĄ HISTORIĄ
Dom Wydawniczy Księży Młyn w Łodzi działa od 1995 roku. Specjalizuje się w publikacjach z dziedziny architektury, komunikacji i historii regionalnej. Wielką popularność zdobyła seria „Sekrety”, która liczy już blisko 100 tytułów i wciąż się powiększa o nowe pozycje.
