

Zwykła przeprowadzka? To nie dla nich. Zwierząt, nawet największych, też transportować nie będą. Tony kamienia, węgla, drewna? Od tego są inne firmy. Oni zajmują się tym, czemu sprostać może mało kto. Specjalizacja zamojskiego Panas Transport to realizacja zadań specjalnych.

„Podejmujemy najtrudniejsze wyzwania transportowe” – tak firma założona i prowadzona od prawie 30 lat przez Przemysława Panasa określa się na swojej stronie internetowej. Bo jej specjalność to transport ponadnormatywny – ciężki określany również jako specjalistyczny, ponadgabarytowy, wielkogabarytowy, czy też nienormatywny.
– Mieliśmy kiedyś zapytanie o możliwość transportu żyrafy. To jedno z największych zwierząt. Ale odmówiliśmy, bo jednak żywych stworzeń nie wozimy – wspomina Robert Czajka, od 20 lat specjalista do spraw techniczno-prawnego utrzymania taboru w Panas Transport.
Dodaje jednak, że było zlecenie na przewiezienie... szkieletu dinozaura i temu już sprostali.
A przeprowadzki? Na taką typową raczej nie ma co liczyć. – Owszem przenosimy firmy, ale wtedy gdy jest konieczność relokacji całego przedsiębiorstwa. Wozimy wówczas całe linie technologiczne i największe urządzenia. Do mebli i drobnicy trzeba znaleźć już kogoś innego – mówi z uśmiechem Czajka.
Pojazdy szynowe, ale nie tylko
I dodaje: – Jedną z naszych głównych specjalizacji są wszelkie pojazdy szynowe: wagony tramwajowe, lokomotywy (spalinowe, elektryczne i parowe), wagony osobowe i towarowe, wszelkiego rodzaju maszyny torowe. Jesteśmy w tej dziedzinie firmą największą w Polsce i chyba w ogóle w tej części Europy. Bo konkurencja, która posiada sprzęt do przewozu takich ładunków, może ma jedną naczepę, my mamy kilkanaście.
To nie jest zwykły sprzęt. Ma wyciągarkę, wbudowane torowisko, ma specjalny najazd, dzięki czemu nie trzeba używać dźwigu, a przez to zredukować czas przygotowania transportu, ale również koszt załadunku i rozładunku.
Ale nie tylko transport tego, co jeździ po szynach, można zlecić w Panas Transport. Na przestrzeni lat firma transportowała także maszyny budowlane i rolnicze, kotły przemysłowe, suwnice o długości kilkudziesięciu metrów, samoloty, śmigłowce, sprzęt militarny, dźwigi samojezdne, żurawie budowlane, również całe jachty i elementy statków, poza tym np. pomniki, czołgi, eksponaty muzealne, m.in. myśliwce wojskowe, wielotonowe konstrukcje mostów czy elementy elektrowni wiatrowych.
– To my do Włoch zawieźliśmy część składu Pendolino, który w 2017 r. uległ wypadkowi w Ozimku. To także my po słynnym lądowaniu bez podwozia kapitana Wrony w Warszawie w 2011 roku usuwaliśmy uszkodzony samolot z pasa startowego lotniska Warszawa Okęcie. Również nam zlecono transport Jaka-40, tego, który przed Tupolewem lądował w Smoleńsku. Odwoziliśmy go do muzeum, gdy skończył już służbę – wylicza jednym tchem Czajka.
Zaczęło się od jednego człowieka
A wszystko to zaczęło się od Przemysława Panasa, właściciela firmy.
Ciężarówką zaczął jeździć jeszcze przed służbą w wojsku. Później również pracował jako kierowca w kilku zamojskich firmach transportowych. Był zatrudniony na etacie, ale zawsze w tyle głowy miał działalność na własny rachunek.
W końcu kupił swoją pierwszą plandekową ciężarówkę, zarejestrował jednoosobową firmę. Interes się kręcił, ale konkurencja rosła, bo podobne małe firmy w latach 90. powstawały jak grzyby po deszczu. Przewoźnicy walczyli o klienta obniżając ceny. Panas nie bardzo chciał iść w tym kierunku, bo zawsze bardziej interesowała go wysoka jakość.
– Pod koniec lat 90. w związku z załamaniem się rynku przewozów do Rosji zaczęło upadać mnóstwo firm transportowych. Głównie jednoosobowych – takich jak moja. Kiedy stanąłem przed koniecznością wprowadzenia zmian oraz wyboru nowego kierunku rozwoju prowadzonej przeze mnie działalności, zadałem sobie kilka pytań. M.in. zastanawiałem się nad tym co robić, aby nie mieć zbyt wiele konkurencji. Odpowiedź była jasna. To musi być coś trudnego. To musi być taka dziedzina, której nie każdy podoła – wspomina Przemysław Panas.
I dodaje: – W transporcie taką branżą był i jest transport ponadnormatywny. Inną sprawą było ustalenie polityki taborowej. Od zawsze wiedziałem, że amerykańska armia jest najlepsza dlatego, że jest najlepiej dofinansowana. Podjąłem więc decyzję, że będę kupował tylko najwyższej klasy nowy sprzęt, co zapewni niezawodność oraz wysoką jakość świadczonych przeze mnie usług. Tu nie było kompromisu.
Przedsiębiorca wejście w tę branżę rozpoczął od wymiany zwykłej naczepy plandekowej na naczepę Jumbo. Do Zachodniej Europy jeździł ze zwykłym towarem. Były to głównie meble, palety, gotowe półprodukty drewniane. W skrócie to, co było eksportowane z naszego regionu na zachód. Wracał już z czymś zupełnie innym, bo z naczepy dało się zdemontować stelaż i tak powstawała gotowa platforma do przewozu czegoś większego.
Kilkadziesiąt pojazdów, kilkudziesięciu ludzi
Pomysł chwycił. Z czasem Przemysław Panas zatrudnił pierwszego pracownika, kierowcę. Bo zleceń przybywało i on sam musiał zajął się organizowaniem transportów, a ktoś w tym czasie już jechał w trasę. Wkrótce dokupił drugi podobny zestaw, a w 2003 flotę firmy zasiliła pierwsza nowoczesna nowa naczepa specjalistyczna typu semi marki Meusburger. To był dla firmy przeskok o całą epokę.
A dalej było już tylko lepiej. Dzisiaj firma Panas Transport to około 50 pracowników (tylko kilkunastu w administracji), kilkadziesiąt specjalistycznych pojazdów, również dźwigi, nowoczesna, otwarta 10 lat temu siedziba z własną bazą, warsztatem samochodowym i w sumie kilkadziesiąt pojazdów. No i naprawdę dużo zleceń realizowanych nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, a nawet Azji. Pojazdy Panas Transport zjechały wszerz i wzdłuż Skandynawię, Wielką Brytanię, Bałkany, były w Turcji, Górach Kaukazu, na kole podbiegunowym a nawet pod Murem Chińskim.
Jazda to nie wszystko
Pokonywanie ogromnych odległości wymaga jednak bardzo dużo, bardzo skomplikowanej pracy. Całe zlecenie to nie tylko odebranie towaru i przewiezienie z punktu A do punktu B.
– Sama realizacja transportu to wisienka na torcie – podkreśla Robert Czajka. Do wykonania jest znacznie więcej: od przyjęcia zapytania i zlecenia, przez uzyskanie pozwoleń, zaplanowanie i przygotowanie trasy, jej dokładne sprawdzenie, pilotaż itd. – Czasami budujemy drogi tymczasowe, czasami demontujemy część infrasturktury np. bariery energochłonne czy oznakowanie pionowe. I oczywiście później wszystko przywracamy do stanu pierwotnego – wylicza.
Głównie przemieszczają się największymi drogami, ale bywa, że trzeba dojechać do małej miejscowości. Tak było, gdy ktoś wygrał na licytacji WOŚP wagon tramwajowy i zamówił dostawę go do... swojego ogródka.
Trzeba się też było nagimnastykować, by do campusu AGH w Krakowie, na zlecenie studenckiego koła, przez ścisłą zabudowę miejską dowieźć... lokomotywę.
– Jesteśmy wszedzie tam, gdzie coś się buduje: drogi, stadiony, fabryki. Drobnicę przywiezie plandeka, my robimy rzeczy „grubsze” – podkreśla nasz rozmówca. I zaraz dodaje, że wbrew pozorom i powszechnym opiniom, nowoczesne, wielkie, ciężkie naczepy wyrządzają na drogach znacznie mniej szkód, niż tradycyjne ciężarówki. – Nasze pojazdy mają więcej kół, więcej osi, tu zupełnie inaczej rozkłada się ciężar – podsumowuje.
Kierowcy ponadnormatywów – ludzie do zadań specjalnych
Aby takim sprzętem jeździć nie wystarczy prawo jazdy i trochę doświadczenia za kółkiem.
– Nasi kierowcy to ludzie, którzy muszą mieć jaja. Przyjmujemy więc najlepszych. A poza tym, zanim ktoś wyjedzie na trasę z największą naczepą, jeździ na mniejszych, uczy się na nich, trenuje i dopiero po czasie przesiada się na te droższe, bardziej skomplikowane – wyjaśnia Czajka.
Kierowcy w Panas Transport muszą mieć świetną technikę jazdy, ale również „oczy dookoła głowy” oraz wyjątkowy zmysł przewidywania zagrożeń, wyłapywania ich i unikania.
– Przed każdym zleceniem wykonywany jest objazd trasy. To dzieje się np. tydzień wcześniej. Ale zdarza się, że w tzw. międzyczasie drogowcy wyleją warstwę asfaltu i nagle przestajemy się mieścić w prześwicie pod wiaduktem. Kierowca musi to zauważyć – opowiada Czajka.
Dlatego choć rotacja wśród pracowników oczywiście jest, to wiele osób związanych jest z firmą już nawet kilkanaście lat. To ci najbardziej zaangażowani, którzy umieją znosić wszelkie trudy pracy w tak specjalistycznej firmie. Tu nie ma pracy od poniedziałku do piątku i wolnych weekendów. Czasem w trasę jedzie się na kilka tygodni. Bywają noce, gdy pokonuje się 500 km, ale i takie, kiedy, ze względu na warunki, zaledwie 20. No i odpowiada się za załadunek i rozładunek, za sprawność pojazdu. W takiej pracy trzeba umieć się odnaleźć. A z doświadczenia tych najlepszych często korzystają nawet producenci naczep, konsultując się z nimi przy projektowaniu nowych produktów.
Co dalej?
Panas Transport to firma znana, o ugruntowanej pozycji. Czy na tym jej rozwój się zakończy? Z pewnością nie.
– Szansą dla nas, jak i innych firm w Polsce może stać się planowana budowa elektrowni jądrowej. Tam na pewno będą transporty wymagające super sprzętu. Ale też transporty związane z przewozem paliwa atomowego. Takich rzeczy jeszcze nie robiliśmy i to byłoby wyzwanie i kolejny poziom rozwoju. Jesteśmy w stanie tego rodzaju zadaniom sprostać. Na pewno trzeba byłoby się doszkolić, uzyskać certyfikaty, ale to po prostu kwestia zgłębienia czegoś, czego nie robiliśmy, a możemy robić – zapowiada Robert Czajka. I dodaje, że filozofią firmy od początku była sukcesywna, stopniowa specjalizacja i rozwój.
