Stanisław Konarski twierdzi, że policjanci wywieźli go do lasu i tam zostawili. Posądzili go, że jest pijany. Tymczasem, jego zdaniem, to funkcjonariusze byli pod wpływem alkoholu. A kiedy chciał się na nich poskarżyć w radzyńskiej komendzie, został zignorowany. Po naszej interwencji sprawę postanowiła zbadać Komenda Wojewódzka Policji.
– 9 grudnia oskarżyli mnie, że jadę na rowerze po pijanemu. Nakazali zostawienie roweru u znajomych i wywieźli mnie prawie 3 km do lasu. Tam wyciągnęli mnie z samochodu i pozostawili jak psa – relacjonuje Konarski. – Od jednego poczułem alkohol.
Mężczyzna twierdzi, że kiedy wrócił do domu, zadzwonił do komendy w Radzyniu. Rozmawiał z jednym ze zwierzchników drogówki. – Kiedy opowiedziałem co się stało, usłyszałem, że jestem „głupim, zaciekłym chamem”. Zaproponowałem rozmówcy zapoznanie się ze sprawą. Odmówił. Proponowałem, aby mnie i policjantów z patrolu wziąć na badanie krwi. Wykrzyczał, że jego ludzie nie są pijani i nie będzie badać im krwi – opowiada wzburzony.
Wtedy Konarski skontaktował się Komendą Wojewódzką Policji. Dyżurny poradził mu, żeby przyszedł osobiście następnego dnia. – Gdy w sobotę zaszedłem do komendy, dwóch młodych policjantów zrobiło sobie ze mnie pośmiewisko i ubaw. Złożyłem więc oficjalną skargę. Wtedy przyjechał do mnie jeden z policjantów i namawiał, aby się pogodzić. Zachęcał, żebyśmy wypili „po garnuchu” i podali sobie rękę – opowiada Konarski.
Inspektor Halina Przybysz, komendant powiatowy policji w Radzyniu Podlaskim powiedziała nam wczoraj, że skarga na policjantów trafiła do jej rąk dopiero 27 grudnia. – Teraz nie chcę tego komentować. Każdą sprawę traktuję poważnie. A ten pan dzwoni wszędzie, gdzie może – mówi komendant.
Wczoraj policja przeprowadziła wizję lokalną z udziałem Stanisława Konarskiego. Jego zarzuty wobec funkcjonariuszy wyjaśnia też komenda wojewódzka.