Problem został odroczony, a nie rozwiązany. Bo większość lekarzy nie chce wycofać złożonych w czerwcu wypowiedzeń. Złożyli je w czasie, gdy szpital strajkował. Miał to być argument w negocjacjach. I to mocny, bo odejście z pracy 80 proc. lekarzy byłoby równoznaczne z zamknięciem placówki.
– Domyślam się, że pozostali oczekują na indywidualne
zmiany umów, w których ujęte będą 10-procentowe podwyżki zasadniczego wynagrodzenia wynegocjowane przez strajkujących – mówi Marek Słupczyński, dyrektor szpitala. – Na razie jednak nie mogę im dać tego, czego się spodziewają.
Obiecane przez dyrekcję podwyżki będą wypłacone, o ile szpital zaciągnie 1,8 mln zł kredytu. Miałby go poręczyć Urząd Marszałkowski. Ale o tym,
czy to zrobi, zdecyduje sejmik, który zbierze się 11 lipca.
Czas płynie, a zgodnie ze złożonymi wypowiedzeniami lekarze odejdą z pracy z końcem września. Co wtedy stanie się z pacjentami?
– Najbezpieczniejsza sytuacja jest na oddziale ginekologicznym – mówi Słupczyński. Prawie wszyscy pracujący tam lekarze wycofali wypowiedzenia. W przypadku innych oddziałów, utrata nawet jednego specjalisty może sparaliżować pracę. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Tymczasem pracownicy szpitala dostali właśnie czerwcowe wynagrodzenia. W związku z trudną sytuacją finansową placówki, dyrekcja uzgodniła ze związkowcami, że na razie będzie to tylko 80 proc. pensji.