Od wielu dni nie jadły i nie piły. Gdy je znaleziono, były tak wycieńczone, że nie mogły iść o własnych siłach. W Stężycy Nadwieprzańskiej koło Krasnegostawu policjanci uwolnili pięć skrajnie wyczerpanych psów. Okrutny los zgotował im człowiek podający się za członka Związku Kynologicznego.
O tym, że w zamkniętych i ciemnych pomieszczeniach przetrzymywane są czworonogi, policjanci dowiedzieli się przy okazji innej interwencji. Gdy w czwartek przyjechali do Stężycy, mieszkańcy powiedzieli im o prawdopodobnie głodzonych zwierzętach. – Coś potwornego. Takiej sprawy jeszcze nie mieliśmy – relacjonuje Mariusz Gap, zastępca komendanta krasnostawskiej policji.
Uwięzione zwierzęta nie miały dostępu do jedzenia i wody. Amstaf był zamknięty w ciemnej piwnicy. Dog argentyński i tosa inu były przetrzymywane w boksach, zaś dwa sky terriery w częściowo spalonym, zamkniętym na kłódkę domu. – Właścicielem psów jest 39-letni Jacek S. z Krasnegostawu – mówi Gap. – Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego je głodził.
Powiedział za to, że od sześciu lat jest członkiem warszawskiego Związku Kynologicznego. Sprawdziliśmy. Nie ma go na liście członków.
Mieszkańcy Stężycy twierdzą, że Jacek S. odwiedzał uwięzione zwierzęta raz w tygodniu. Zwykle zjawiał się wieczorami. – Musiał je trochę karmić, bo inaczej już by nie żyły – mówi Laskowski. – Ale takie karmienie można nazwać raczej podtrzymywaniem przy życiu. Gdyby nie zostały znalezione, przeżyłyby jeszcze jakieś pół roku. W męczarniach.
Wszystkie psy trafiły do schroniska w Zamościu. – Od razu dostały coś na wzmocnienie – mówi Piotr Łachno, kierownik schroniska. – Teraz ostrożnie podajemy im jedzenie. Są wycieńczone, ale przyjazne i ufne. Mamy nadzieję, że dojdą do siebie.
Policja czeka na opinię lekarza weterynarii. Jeśli potwierdzi, że właściciel znęcał się nad psami ze szczególnym okrucieństwem, będzie mu grozić do dwóch lat więzienia.