Przyjmiemy wszystkich, którzy się zgłoszą - zapowiada szefowa schroniska św. Brata Alberta i obiecuje, że miejsca dla bezdomnych w ośrodku nie zabraknie.
- Nawet kiedy nasze schronisko pękało w szwach, nikogo, kto był w potrzebie nie odesłaliśmy z kwitkiem - mówi Panasiuk. - W skrajnych przypadkach szukaliśmy miejsca w zaprzyjaźnionych ośrodkach.
Ostatnie trzy osoby zameldowały się w schronisku w piątek. Jest wśród nich pan Sławomir. Od sześciu lat żyje na ulicy. Do Chełma przyjechał z Lublina. Próbował przytulić się do jednego z tamtejszych schronisk, ale z braku miejsca nie został przyjęty. Z kolei pan Jurek właśnie opuścił zakład karny, w którym odbywał karę 14 lat więzienia. W sumie za kratami spędził ponad 40 lat ze swojego życia.
- Gdzie miałem wrócić, jak nie do rodzinnego miasta - mówi pan Jerzy. S - Ja tu jestem nawet zameldowany, ale nie chcę wchodzić rodzinie w paradę. Jako zwolniony warunkowo musiałem znaleźć dla siebie stały kąt, gdyż w przeciwnym razie z powrotem trafiłbym do więzienia.
Schronisko ma zapewnione ciepło z miejskiej ciepłowni. Otrzymało także węgiel do kuchni węglowej. Jeśli czegoś jego mieszkańcom brakuje przed zimą to butów, materiałów budowlanych i ziemniaków. Gotowi są na nie zapracować przy wykopkach. Zamiast pieniędzy za wykonaną pracę wzięliby po prostu trochę kartofli. Słowem są do dyspozycji.
Od ostatniej zimy schronisko zmieniło się nie do poznania. Mieszkańcy dzięki sponsorom, którzy ofiarowali im materiały budowlane urządzili nową łazienkę, dyżurkę oraz od nowa zbudowali z pustaków frontową ścianę. Dotychczasowa drewnianych konstrukcja baraku przy ul. Kąpieliskowej stanowiła niebagatelne zagrożenie pożarowe. Przy okazji usunięto eternit, którym obita była wymieniona ściana.