Będziemy przyjmować wszystkich, którzy się do nas zgłoszą – zapowiada szefowa Monaru i obiecuje, że miejsca dla bezdomnych w ośrodku
nie zabraknie.
– Jesteśmy przygotowani – mówi Barbara Fijałkowska, szefowa Monaru. – Mamy zapas opału na całą zimę. Udało się też zgromadzić sporo żywności. Damy sobie radę.
W tym momencie w ośrodku Monar jest już blisko 40 podopiecznych. Pomieści się dwa razy tyle. Fijałkowska przyznaje, że w ośrodku jest mniej miejsca niż ubiegłej zimy. Po pożarze budynku gospodarczego wiosną tego roku, cztery pokoje mieszkalne trzeba było zaadaptować na magazyn. – Najwyżej będziemy dostawiać w pokojach łóżka, ale na pewno nikogo nie zostawimy bez pomocy – zapowiada Fijałkowska.
Nowi lokatorzy na razie powoli ściągają do ośrodka. Tłok zrobi się prawdopodobnie dopiero po pierwszych mrozach. Zupełnie inaczej jest za to w noclegowni dla mężczyzn prowadzonej przez Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. Tam wolnych miejsc nie ma już od dawna. Zaczęto już nawet dostawiać łóżka w świetlicy.
– Teraz w zasadzie nie mamy już wolnych miejsc, ale warto pytać, bo zawsze może się zwolnić – mówi Agnieszka Panasiuk, kierownik schroniska. – Jeśli chodzi o zapasy, to staramy się jakoś radzić. O żywność zabiegamy przez cały rok. Teraz jest najtrudniej, bo do wykarmienia jest najwięcej osób.
Panasiuk dodaje, że aby wesprzeć schronisko, nie trzeba wiele. – Chętnie przyjmiemy np. przetwory, które mieszkańcy często wyrzucają na śmietnik, tylko dlatego że są zeszłoroczne – mówi kierownik. – Jeśli tylko nie są zepsute, na pewno nam się przydadzą.
Podobnie jak puste słoiki. W ośrodku można by przygotowywać przetwory we własnym zakresie, ale brakuje właśnie słoików. Gdyby ktoś chciał się pozbyć już niepotrzebnych, może przekazać je do schroniska.