Chełmski Wydział Komunikacji tonie we wnioskach o wymianę praw jazdy.
Czekającym na nowy dokument kierowcom puszczają nerwy. Urzędnikom też.
Beata Zielińska, dyrektor Wydziału Komunikacji w Urzędzie Miasta Chełm, przyznaje, że miesięczny termin załatwienia spraw jest przekraczany, ale przynajmniej na razie, nie da się tego zmienić.
- Na wymianę praw jazdy kierowcy mieli ponad dwa lata - mówi Zielińska. - Tymczasem większość zdecydowała się na złożenie wniosków w ciągu dwóch miesięcy. Gdyby nie czekali na ostatnią chwilę i składali je sukcesywnie, nie byłoby teraz takiego zatoru.
Czy mimo wszystko urzędnicy mogli zapobiec takiej sytuacji? Jak mówi dyrektor, można było to zrobić. - Wystarczyło, że przyjmowalibyśmy tylko tyle wniosków w ciągu dnia, ile bylibyśmy w stanie przerobić - wyjaśnia Zielińska. - Ale nie chcieliśmy, żeby ludzie stali w kolejkach, więc dziennie przyjmowaliśmy ponad sto wniosków. Starczało czasu tylko na odbieranie formularzy. Resztę pracownicy robili po godzinach.
Po godzinach pracownicy wydziału zostają w dalszym ciągu. Zawieszono urlopy, do pomocy oddelegowano pracowników z innych wydziałów. To wszystko jednak za mało. Liczba wniosków maleje bardzo powoli. Ile ich jeszcze zostało, nikt nawet nie liczy. Nowe prawa jazdy odbierają dopiero ci, którzy składali wnioski pod koniec maja i na początku czerwca.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji kierowcom puszczają nerwy. - Rozumiem, że się denerwują - mówi Zielińska. - Na ich miejscu też bym pewnie była zdenerwowana.
Jednak nic nie usprawiedliwia używania wulgaryzmów i trzaskania drzwiami. A takie sytuacje też się zdarzają. - Od nas wymaga się grzeczności, a petenci mogą wszystko - żalą się pracownicy. - Zdarzają się tacy, którzy nas potrafią wyzwać, zwymyślać. My ze swojej strony robimy, co w naszej mocy. Siedzimy tu do nocy, po 12 godzin przed komputerem. Chcemy za to tylko trochę szacunku, czy to zbyt wiele? •