W sobotę 27 lutego o godz. 17 w Teatrze Andersena "Wesele" w reż. Jakuba Roszkowskiego.
Opisywane przez Wyspiańskiego wesele rozpoczęło się 20 listopada 1900 r., ale nie skończyło się następnego poranka. Nie skończyło się nawet – jak to na wsiach bywa – po kilku kolejnych nocach i porankach. Ono trwa do dzisiaj – trwa już 115 lat w naszych umysłach, może w naszych sercach, czasami w naszej duszy. W strzępkach zdań, cytatów – że trza być w butach na weselu, że Chińczyki trzymają się mocno, że gdzieś jest ta Polska właśnie, że cham jakiś miał złoty róg.
Już nie bardzo pamiętamy, kto się żenił, po co, co z tymi Żydami, gdzie przebiega granica między miastem i wsią, za czyje jemy i za co pijemy. Ale jemy. Ale pijemy. I rozmawiamy. Długo i mądrze. A im więcej wypijemy alkoholu, tym dłużej i tym mądrzej. O miłości, o polityce, o nierównościach społecznych, o potrzebie zmian… o Polsce. I w którymś momencie zapraszamy na nasze wspólne już wesele Chochoła – innego, wyśmiewanego, wykluczonego. I on na to wesele przychodzi, zabierając przy okazji swoich, niechcianych wcześniej w tym domu, gości. Gości mówiących zdania, których nie chcemy słuchać, pokazujących obrazy, których nie chcemy oglądać, dających prezenty, z którymi nie wiemy co zrobić. A my dalej pijemy, jemy, bawimy się i tańczymy… chocholi taniec.
W realizacji przygotowanej przez zespół Teatru Andersena zaciera się podział na aktorów i widzów. Gośćmi są wszyscy zebrani i wszystkich nawiedza Chochoł a potem kolejne duchy. Każdy z bohaterów spektaklu nosi na plecach swoje alter ego (ludzkich rozmiarów lalki przypominające nieco rozsypujące się truchła), które wczepione w ciała gości przejęły nad nimi kontrolę i nie pozwalają wyrwać się z ogarniającego wszystko i wszystkich marazmu.
Źródło: Materiały prasowe