37-latek oblał brata denaturatem i podpalił. Przed sądem odpowiada za zabójstwo. Jego obrońca próbuje jednak dowieść, że ciężko poparzony mężczyzna zmarł przez błąd lekarski.
Bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie płuc, w następstwie poparzenia dużej powierzchni ciała. To nieuniknione przy rozległym oparzeniu. Nie doszło do błędu medycznego – oświadczył w poniedziałek przed sądem biegły lekarz, który badał przyczyny śmierci Piotra T.
Proces w tej sprawie toczy się w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Na ławie oskarżonych zasiada 37-letni Mariusz T. Odpowiada za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Zdaniem śledczych, podczas alkoholowej libacji oblał swojego brata Piotra denaturatem, a następnie podpalił. Proces mógł zakończyć się w poniedziałek, ale sąd postanowił wezwać kolejnego biegłego. To efekt starań obrońcy Mariusza T., który przekonuje, że poparzony mężczyzna mógł umrzeć z powodu nieprawidłowego leczenia.
– Piotr T. był pod wpływem alkoholu, a lekarz z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zastosował wobec niego znieczulenie ogólne. Należy ustalić czy miało to wpływ na pogorszenie się stanu zdrowia rannego – przekonuje mec. Grzegorz Puszkarski. – Po znieczuleniu Piotr T. nie odzyskał przytomności. Zamarł po trzech miesiącach.
Obrońca 37-latka wnioskował o powołanie kilku biegłych lekarzy, w tym anestezjologa i pulmonologa. Mieli oni ocenić m.in. czy medycy z Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej prawidłowo opiekowali się Piotrem T. Sąd uznał, że wystarczy jeśli w sprawie wypowie się anestezjolog, który oceni sposób znieczulenia rannego. Finału procesu należy się spodziewać pod koniec czerwca.
37-letni Mariusz T. nie przyznaje się do zbrodni. – Oblałem brata denaturatem, ale go nie podpaliłem – oświadczył przed sądem.
Mężczyźni mieszkali razem w rodzinnym domu w Wandzinie niedaleko Lubartowa. Według świadków od lat regularnie pili. Alkoholowe „ciągi” trwały nawet po trzy miesiące. Między braćmi regularnie dochodziło do bójek. Raz Mariusz T. pokiereszował brata nożem. Odsiedział za to blisko dwuletni wyrok.
We wrześniu ubiegłego roku doszło do kolejnej awantury. Tym razem Mariusz T. oblał brata denaturatem i – jak wynika z akt sprawy – podpalił zapalniczką.
– Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Piotr wołał moje imię, pobiegłam do niego – zeznawała przed sądem Edyta G., siostra mężczyzny. – Leżał przed progiem i się palił. Zaczęłam go gasić. Mariusz spokojnie chodził po podwórku.
Ciężko poparzony mężczyzna zdołał jeszcze sam wejść do domu. Tam powiedział przybyłym na miejsce ratownikom, że brat polał go denaturatem i podpalił.
Piotr T. został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Łęcznej. Miał poparzone blisko 70 proc. powierzchni ciała. W grudniu zmarł. Jedynym świadkiem awantury miał być wujek braci. W śledztwie obciążał Mariusza T., by później zmieniać wersję wydarzeń. Przed rozpoczęciem procesu wujek zmarł. Mariuszowi T. grozi od 12 lat więzienia do dożywocia.