

Nerwowy początek sezonu grzewczego w Lubartowie. Pierwszego, w którym ponad 70 bloków zasilają nowe pompy ciepła. Czy sztandarowa inwestycja spółdzielni mieszkaniowej jest torpedowana przez miasto? Spór dotyczy m.in. zgody Ratusza na wymianę linii energetycznej.

To już kolejna wojenka pomiędzy władzami miasta Lubartów i zarządem spółdzielni mieszkaniowej. W przeszłości te dwa rywalizujące ze sobą ośrodki, spierały się już m.in. o koszty oświetlenia osiedli, czy montaż szlabanów na parkingach. Krytyki nie ostrzegły się nawet pomysły na termomodernizację poszczególnych budynków, czy zamykanie wiat śmietnikowych.
"Nie lubimy się"
Po jednej stronie tego historycznego już sporu stoi zarząd spółdzielni kierowany od niemal 20 lat przez Jacka Tomasiaka, który dysponuje medialnym orężem w postaci swojego Kanału "S". Po drugiej stronie obecnie stoi burmistrz Lubartowa dysponujący urzędowym pismem "Lubartowiak" oraz oficjalnym profilem na facebooku. Obecnie funkcję tę pełni Krzysztof Paśnik, ludowiec z klubu "Wspólny Lubartów". Obydwaj panowie nie darzą się sympatią.
- Nie lubimy się. Ja go nie lubię i on mnie nie lubi. Ale to nie usprawiedliwia żadnej ze stron, żeby robić tej drugiej na złość - stwierdził ostatnio na swoim kanale Jacek Tomasiak.
Warunki nie do spełnienia?
Tą złośliwością prezes spółdzielni nazwał decyzję burmistrza w sprawie przebudowy linii energetycznej prowadzącej do kilku spółdzielczych bloków na osiedlu Szaniawskiego. Zgodnie z projektem nowego ogrzewania bazującego na pompach ciepła, stara linia o długości 65 metrów ma niewystarczające parametry. W związku z tym spółdzielnia zwróciła się o jej wymianę do zarządcy sieci, spółki PGE. Dla energetycznego giganta taka wymiana to drobiazg pod warunkiem, że posiada zgodę na przeprowadzenie robót od właściciela gruntu. W związku z tym, że teren należy do Miasta Lubartów, decydował burmistrz Paśnik. Ten zgodę wydał ale pod warunkiem uzyskania przez wykonawcę akceptacji ze strony wszystkich użytkowników wieczystych, co okazało się problematyczne, gdyż część z nich nie żyje.
- Liczyliśmy na to, że burmistrz trochę nagnie przepisy, żeby ułatwić przeprowadzenie tych robót. Nie zrobił tego, co znacznie opóźniło wymianę linii - przyznaje prezes spółdzielni.
Burmistrz krytykuje
Innego zdania jest burmistrz, który odpiera zarzuty o zablokowanie przebudowy. Jak podnosi w swoim oświadczeniu na facebooku Krzysztof Paśnik, "niezgodne z prawdą i obowiązującym prawem są słowa prezesa (...) Jacka Tomasiaka o tym, że burmistrz mógł wydać odpowiednie zgody za użytkowników wieczystych nieruchomości". Burmistrz przypomina, że pierwsza warunkowa zgoda była wydana już w czerwcu zeszłego roku, więc spółdzielnia oraz wykonawcy robót na dopełnienie formalności mieli ponad rok.
- To pokazuje, że zarząd spółdzielni wypowiadając umowę z PEC wiedział, że nie jest gotowy do zapewnienia ogrzewania budynków przy ul. Lipowej, Słowackiego, Cmentarnej i Szaniawskiego - ocenia Krzysztof Paśnik w swoim wpisie.
Przepychanki z ciepłownią
O problemach z ogrzewaniem w Lubartowie zaczęło robić się głośno. W internecie mieszkańcy miasta narzekali na zimne grzejniki, obwiniając za ten stan rzeczy zarząd spółdzielni. Ten przyznaje, że pewne niedogodności faktycznie miały miejsce. Poza wspomnianą linią, włączenie ogrzewania opóźniały też inne sytuacje, jak ta z ul. 3 Maja, gdzie podczas przygotowania budynku do sezonu woda zalała piwnicę. Okazało się, że po usunięciu ciepłomierza, ktoś nie zabezpieczył rur.
Z kolei na spółdzielczej wymiennikowni przy Słowackiego firma montująca panele fotowoltaiczne w ramach projektu wartego ponad 60 mln zł, została przegoniona przez pracowników miejskiej ciepłowni. Gdy okazało się, że budynek faktycznie należy do spółdzielni, a nie PEC-u, panele położono ponownie. Przepychanki z miejską spółką, która straciła największego klienta dotyczą również kilku innych adresów, gdzie należało odpiąć budynki z sieci ciepłowniczej.
Biura na koniec
We wtorek, 14 października, jak zapewnia nas prezes Tomasiak, ciepło powinno być już we wszystkich budynkach objętych projektem, także na osiedlu Szaniawskiego. Tam jednak oferowana mieszkańcom moc nie jest jeszcze optymalna. Wymiana problematycznego odcinka sieci ma zostać dokończona tej zimy. Jako ostatnie ogrzewanie zostało włączona w biurach SM przy ul. Cichej. - Żeby nikt nie mówił, że mamy tutaj ciepło, gdy inni marzną, bo i takie opinie już słyszałem - tłumaczy prezes.
Oszczędności już widać
Warto dodać, że wymiana źródła ogrzewania była największą inwestycją we współczesnej historii lubartowskiej spółdzielni. Dachy bloków pokryła fotowoltaika, a w piwnicach zamontowano 500 pomp ciepła. Wartość zadania to blisko 70 mln zł, a połowę kosztów pokrył Bank Gospodarstwa Krajowego. Na drugą połowę SM zaciągnęła 7-letni kredyt, który prawdopodobnie uda się spłacić nieco wcześniej. Według Tomasiaka, po spłacie, rachunki za ogrzewanie czeka wyraźny spadek. - Dla 50-metrowego mieszkania będzie to ok. 2,5 tys. zł mniej w skali roku - wylicza.
Jeszcze więcej w przyszłości zaoszczędzić mają mieszkańcy bloków z osiedla Powstańców Warszawskich, którzy czekają na podobny projekt. Jeśli spółdzielnia otrzyma finansowanie z KPO, oprócz fotowoltaiki i pomp ciepła, kupione mają zostać magazyny energii. W blokach stanieć ma również ciepła woda - nawet do poziomu 50 gr za metr. Szacowany koszt zadania to 17 mln zł.
